reklama
Wyjazd udany. Mimo długich podrózy chłopcy nie zawiedli i ogólnie byli grzeczni. Pogoda jak na tą porę roku niezła, bo tylko raz była mżawka i raz przez 2 godziny padało. A tak chłodno i pochmurno, a czasem nawet słonecznie.
Lot w tamtą stronę był ok, choc oczywiście, jak to w tanich liniach, nikt nas specjalnie nie przepuszczał. Wojtek zachywcyony lotem, startem, lądowaniem, a na Stasiu to nie zrobiło wrażenia. Z lotniska do domu kolezanki zawiózł nas umówiony wcześniej kierowca, więc było wygodnie i pod sam dom.
Czas spędzalismy raczej w trybie dziecięcym, czyli nie za intensywnie i z przerwa w połowie dnia na spanie. W Burkseli zaliczylismy muzeum zabawek (gdzie można sie było bawić zabawkami), muzeum historii naturalnej (z dinozaurami) i muzeum samochodów. No i poza tym liczne spacery i wyjście do kanjpy (gdzie chłopcy byli tak grzeczni, że az nie mogę do dziś uwierzyć). Zachwyceni ukochana ciocią, która poświęcała im dużo uwagi. A wieczory nasze, przy pogaduchach i kartach. Szkoda tylko, że nie mogłam pić pysznego piwka belgijskiego. ;-)
Do Luxemburga pojechaliśmy pociągiem. Wojtek wypatrywał innych pociągów i autostrady, a Stas koparek i dźwigów (na szczescie przy kolei zawsze sa jakies remonty ;-) ). W Lux mielismy pewne kłopoty z dotarciem do mojej kolezanki, bo jak sie okazało nie miałam jej aktualnej komórki, a nie byłam pewna gdzie dokładnie mieszka. A do tego wieczór, każda uliczka wyglada tak samo, dzieci spiące, a ludzi na ulicy brak. Ale w końcu jakaś miła dziewczyna podpowiedziała nam gdzie iśc.
W Lux z kolei zaliczyliśmy fajny plac zabaw, basen, kilka spacerów i pyszne jedzenie u chińczyka.
W Lux chłopcy bylimniej grzeczni, może już zmęczeni wyjazdem, a może brakowąło ukochanej cioci, która poświęci max czasu.
Ale za to w nagrodę droga powrotną zniesli wspaniale. Drobne sprzeczki to nic w porównaniu z ich możliwościami. Ruszylismy Z Lux o 13.30, a do domu weszliśmy dopiero o 00.30. I mimo takiego czasu podróży było ok. W autobusie na lotnisko spali. A 5 godzin czekania na lotnisku jakoś przezylismy. Przy pomocy książeczek, rysowania, soczków, kanapek i ciasteczek :-) Samolot spóźnił się nam godzinę (bo do Warszawy w ogóle nie doleciał ten "nasz" i musieli innego szukac). Stąd ten bardzo późny powrót. Za to tym razem obsługa Wizzair rewelacyjna. Bez poganiania przy kontroli bagazu i bez groźnych min. Jak mi pan otworzył neseserek do kontroli, to potem pomógł jeszcze zapakowac. Do dzieci wszyscy usmiechnięci. Weszliśmy z priorytetem, bo z dziećmi (w tanich liniach!!!!), przed resztą pasażerów, więc bez kłopotu zajęliśmy miejsca jak trzeba. No i lot udany. Stewardessa przynosiła wodę do picia dla dzieci. Obsługa jak w normalnych liniach. W Warszawie śnieg sypał i wiało, ale dzielny pan pilot wylądował tak, że z pełnej szklanki by się woda nie wylała.
Odebrali nas rodzice, więc w miare szybko udało sie dotrzeć do domu. Tylko wczoraj w pracy miałam oczy na zapałki. Dzis już lepiej, ale i tak zaraz ide spać. :-)
Lot w tamtą stronę był ok, choc oczywiście, jak to w tanich liniach, nikt nas specjalnie nie przepuszczał. Wojtek zachywcyony lotem, startem, lądowaniem, a na Stasiu to nie zrobiło wrażenia. Z lotniska do domu kolezanki zawiózł nas umówiony wcześniej kierowca, więc było wygodnie i pod sam dom.
Czas spędzalismy raczej w trybie dziecięcym, czyli nie za intensywnie i z przerwa w połowie dnia na spanie. W Burkseli zaliczylismy muzeum zabawek (gdzie można sie było bawić zabawkami), muzeum historii naturalnej (z dinozaurami) i muzeum samochodów. No i poza tym liczne spacery i wyjście do kanjpy (gdzie chłopcy byli tak grzeczni, że az nie mogę do dziś uwierzyć). Zachwyceni ukochana ciocią, która poświęcała im dużo uwagi. A wieczory nasze, przy pogaduchach i kartach. Szkoda tylko, że nie mogłam pić pysznego piwka belgijskiego. ;-)
Do Luxemburga pojechaliśmy pociągiem. Wojtek wypatrywał innych pociągów i autostrady, a Stas koparek i dźwigów (na szczescie przy kolei zawsze sa jakies remonty ;-) ). W Lux mielismy pewne kłopoty z dotarciem do mojej kolezanki, bo jak sie okazało nie miałam jej aktualnej komórki, a nie byłam pewna gdzie dokładnie mieszka. A do tego wieczór, każda uliczka wyglada tak samo, dzieci spiące, a ludzi na ulicy brak. Ale w końcu jakaś miła dziewczyna podpowiedziała nam gdzie iśc.
W Lux z kolei zaliczyliśmy fajny plac zabaw, basen, kilka spacerów i pyszne jedzenie u chińczyka.
W Lux chłopcy bylimniej grzeczni, może już zmęczeni wyjazdem, a może brakowąło ukochanej cioci, która poświęci max czasu.
Ale za to w nagrodę droga powrotną zniesli wspaniale. Drobne sprzeczki to nic w porównaniu z ich możliwościami. Ruszylismy Z Lux o 13.30, a do domu weszliśmy dopiero o 00.30. I mimo takiego czasu podróży było ok. W autobusie na lotnisko spali. A 5 godzin czekania na lotnisku jakoś przezylismy. Przy pomocy książeczek, rysowania, soczków, kanapek i ciasteczek :-) Samolot spóźnił się nam godzinę (bo do Warszawy w ogóle nie doleciał ten "nasz" i musieli innego szukac). Stąd ten bardzo późny powrót. Za to tym razem obsługa Wizzair rewelacyjna. Bez poganiania przy kontroli bagazu i bez groźnych min. Jak mi pan otworzył neseserek do kontroli, to potem pomógł jeszcze zapakowac. Do dzieci wszyscy usmiechnięci. Weszliśmy z priorytetem, bo z dziećmi (w tanich liniach!!!!), przed resztą pasażerów, więc bez kłopotu zajęliśmy miejsca jak trzeba. No i lot udany. Stewardessa przynosiła wodę do picia dla dzieci. Obsługa jak w normalnych liniach. W Warszawie śnieg sypał i wiało, ale dzielny pan pilot wylądował tak, że z pełnej szklanki by się woda nie wylała.
Odebrali nas rodzice, więc w miare szybko udało sie dotrzeć do domu. Tylko wczoraj w pracy miałam oczy na zapałki. Dzis już lepiej, ale i tak zaraz ide spać. :-)
patrycja24berlin
Mama czerwcowa'06 Fan(ka)
Mamootku fajna wyprawe mieliscie... ach te posiadowki przy piwku i kartach...chcialabym tak i brawo dla dzielnych podroznikow!!! spisali sie na medal
Kasia Kucińska
Majowa Czerwcówka '06 :)
Mamoot, byłam pewna, że chłopcy spiszą się na medal :-) super, że wyjazd się udał :-)
Mamoot fajnie, że wróciliście. Z tego co przeczytałam pobyt był udany. Idę oglądać zdjęcia.
Dzisiaj nie mam za dużo czasu, bo zaraz uciekam z dziewczynami na urodziny Oli narzeczonego. Ola mało jajo nie zniesie. Pyta się dosłownie co 15 minut czy już idziemy...
Dzisiaj nie mam za dużo czasu, bo zaraz uciekam z dziewczynami na urodziny Oli narzeczonego. Ola mało jajo nie zniesie. Pyta się dosłownie co 15 minut czy już idziemy...
reklama
patrycja24berlin
Mama czerwcowa'06 Fan(ka)
My wczoraj bylismy cala rodzinka na swiatecznym markcie...mimo ze zimno bylo fajnie...pojezdzilismy na diabelskim mlynie..mloda na karuzelach,potem poszlismy na grzane winko... no i oczywiscie mloda na koniec jeszcze raz chciala na diabelsi mlyn wiec ja trzymalam balona ktorego sobie kupila a oni szaleli
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 355
- Wyświetleń
- 44 tys
- Odpowiedzi
- 3 tys
- Wyświetleń
- 166 tys
M
- Odpowiedzi
- 467
- Wyświetleń
- 22 tys
- Przyklejony
- Odpowiedzi
- 169
- Wyświetleń
- 272 tys
Podziel się: