A więc tak jak pisałam wcześniej od 3 rano 1.06 miałam juz skurcze zwiastujące "oho...to nie są ćwiczenia". Niestety były tylko 1-2 na godzinę. Za rzadko żeby pojechać do szpitala, ale na tyle inne, żeby nie pozwolić mi zasnąć. Tak więc mieliśmy czekać na rozwój akcji. Około 15 dowiedziałam się , że moja położna jest poza miastem do 19 i jakby co moze wysłać zastępstwo. Więc trzeba było zacisnąć nogi. Od około 20 stej skurcze nasiliły się w intensywności, ale nadal 1-2 na godzinę. Juz leżeć mi nie pozwalały. O 22 zadzwoniłam do położnej. Kazała kąpiel i nospę przyjąć. Kąpiel sobie odmówiłam , bo przy pierwszym porodzie była dla mnie utrapieniem. Wzięłam tylko nospę. Skurcze delikatnie osłabły, ale zwiększyły swoją częstotliwość do 2-3 na godzinę. Do położnej miałam dzwonic jak bedą co 10 min. Od północy do 1 szej były juz co dziesięć minut (Zosia wyczuła, że data się zmieniła
i czułam tez poszerzanie rozwarcia. Serio. Decyzja położnej, że widzimy się w szpitalu. Jak schodziliśmy do samochodu były juz co 5 min.
Droga trwała 20 min i udało mi się ją przejechać na siedząco.
W szpitalu izba (mąż wszystko wypełniał) a ja badanie (6 cm) i ktg.
Na salę Londyn weszliśmy koło 1:50. Skurcze co 3-4 minuty, ale do wytrzymania. Kilka w tańcu z mężem, kilka na klęczkach. I za chwilę
bylo 9 cm. Położna przesiedliła nas pod drabinki i kazała przy skurczach przeć mimo ze partych nie było. Jeden skurcz wody odeszły, kolejny 10 cm, kolejny pojawiły się parte. Chciałam
przejść na łóżko , ale ona przekonywała mnie do drabinek i urodzenie na kucka. 1 skurcz i czuję faktycznie jak główka się pcha bez dużego mojego wysiłku. Trochę wystrachana, ze popękam zmieniłam pozycje na klęczki. Przy skurczu musiałam włożyć sto razy więcej wysiłku , a główka nawet nie była w połowie drogi w porównaniu do tego skurczu przy kuckach. Położna zapewniła mnie ze kontroluje wszystko i jak trzeba bedzie to natnie nawet w tej pozycji. Wróciłam więc do pozycji w kucki. Kolejny skurcz i główka wyszła juz do połowy. Przyszła druga położna żeby podtrzymać dziecko. Przy następnym Zosia juz była z nami.
A wszystko to w przyciemnionej i cichej atmosferze, gdzie położna mówiła kojącym głosem i głaskała mnie po plecach i lędźwiach co o dziwo mimo bólu przy skurczach było przyjemne.
Nasza sala.
Po jedzonku Zosia i mąż śpią, a ja po środku tez za chwilę spróbuję