Znam te zawiedzione nadzieje az za dobrze. Doskonale wiem co dzieje się w głowie kiedy trzeba w ogóle rozważać tak straszne rozwiązania jak ratowanie siebie czy ciąży.
Natomiast to wszystko co przeszłam sama i historie dziewczyn, którym nad wyraz często pomagam bo ich lekarze tego nie robią pozwoliły mi wyciągać jeden brutalny, ale bardzo ważny wniosek.
Martwa dziecka nie urodzę. Nigdy.
Kiedy z każdym kolejnym poronieniem jechałam do szpitala czy lekarza w głowie miałam tylko walkę o swoje życie i 100% świadomości, że tym obcym ludziom nie zależy ani na moim życiu ani na moim zdrowiu, a już na pewno nie na czymś tak "błahym" jak jajowody.
Żyjemy w kraju absurdu, tu trzyma się kobiety z płodami bez szans na przeżycie do czasu az matkę zabije sepsa, tu czeka się az 20 tygodniowemu płodowi bez wód i szans na przeżycie przestanie bić serce bo nikt nie ubrudzi sobie rąk ratowaniem życia matki. Jak w obliczu takich tragedii możemy założyć, że obcy nam lekarz zrobi cokolwiek więcej niz podanie progesteronu i kazanie czekać do czasu az będzie mógł bez ryzyka ratować nasze życie. Takie dokładnie ma wytyczne, chociaż tych najnowszych pewnie większość nawet nie zna. Gdyby znali na innych wątkach nie byłoby dziewczyn suplementujacych proga przy becie, przy której lekarz ma obowiązek rozpocząć diagnostyke cp.
Wiem, że w idealnym świecie idę do lekarza, a on robi wszystko bym była zdrowa. Ale idealnego świata nie ma chociaż wszystkim nam go bardzo życzę.
I na koniec. Zawsze trzeba mieć nadzieję, zawsze trzeba wierzyć, że jest szczęśliwe zakończenie, bez tego nic co robimy nie miałoby sensu. Natomiast działać trzeba z nastawieniem na najgorsze.
Przepraszam, że się wtrąciłam, ale czułam się w obowiązku patrząc na to jak wiele z Was znam, za ile trzymam kciuki i ilu z Was może stać się coś złego bo ktoś beztrosko w internecie napisze Wam, że możecie narazić swoje zdrowie bo przecież Was uratują.
Niezmiennie trzymam kciuki