Przez 2 lata walczyłam z tymi zasrańcami.

Otworzenie okna na noc skutkowało pobudką o 3, bo od tej godziny zaczynały swoje ghru ghru. Próbowałam kolce, a miałam bardzo szerokie parapety i jak były na skraju, to lądowały między oknem i kolcami. W czasie gdy okien nie otwieraliśmy tak często cięłam worki na śmieci na paski i przyciskałam oknem żeby falowały na wietrze, ale jeśli była bezwietrzna pogoda, to i tak przylatywały. Miałam też kruka plastikowego, ale kiedyś zerkam sobie a NA NIM siedzi gołąb. No tragedia po prostu. W czasie tygodniowej nieobecności zrobiły gniazdo i zniosły jajko pod krzesłem na balkonie. Jak sobie przypomnę te kilkucentymetrowe warstwy gołębich kup na parapecie, to aż mi się ciśnienie dźwiga. Wałki nie wygraliśmy, ale gdyby to było nasze mieszkanie, to najpewniej zainwestowałabym w siatki na okna i balkon, żeby nie miały jak wylądować. Odetchnęłam z ulgą, jak wreszcie się stamtąd wyprowadziliśmy.

A winowajcą wszystkiego było jedno puste od kilku lat mieszkanie, które było tuż obok naszego...