Hej dziewczyny,
Ostatnio nie zaglądałam do Was bo u mnie remont na całego i chłop mi neta z lapkiem zakleił w szafce. Zdarłam folię i włamałam się do szafy bo tak mi za Wami tęskno.
Maja - miałam takie same sensacje jak Ty, myśłałam, że rozsadzi mi jelita i brzuch. Okazało się, że mam ponad 6 cm cystę i to pewnie ona uciska na jelita. Lek kazała mi zażywać no-spe i espumisan, trochę pomagało ale i tak przez dwa tygodnie "spałam" na siedząco bo tak mniej mi jelita dokuczały.
Sylwia - ja do dzisiaj mam majtkofobię zaczęłam plamić od 15 dpt, plamienia ustały w 15 tc. Oczywiście wylądowałam w szpitalu w 25 dpt (w wpierwszej ciąży pierwszy raz zaczęłam krwawić w 28 tc i był to zwiastun zagrażającego porodu), dzień wcześniej była w Novum na USG i widziałam dzidzię z serduszkiem HCG ponad 20 tys. ale plamiłam tylko tak brązowo, w 25 dpt już mocno krwią więc pognałam na IP. Zrobili mi USG i okazało się, że to z szyjki. Przypuszczam, że to wpychanie lutki mogło mieć taki skutek jeszcze w 20 tc plamiłam ale skojarzyłam, że te plamienia mam po aplikacji luteiny. Nie dziwie się Twoim obawom jak coś to trzeba na IP bo chociaż może jeszcze nie zobaczysz upragnionego maleństwa z serduszkiem to widać źródło krwawienia - mi lek wyraźnie pokazywała miejsce, z którego leci krew i faktycznie było to widać.
Maja, Sylwia - będzie dobrze, macie wypasione betki co oznacza mocne dzidzie!
A ja pozwolę sobie wypłakać się w wasze rękawy. Nastrój niestety mam do bani bo mój oczywiście dał w piątek popis troski o ciężarną żonę. Z czwartku na piątek odszedł mi czop śluzowy (poprzednio odszedł mi podczas porodu z wodami) ale skurczy brak. Poszłam lulu ale rano czułam jak mała mocno napiera mi na kanał do tego strasznie rozrabiała. Ponieważ w czwartek robiłam badanka postanowiłam pilnie je odebrać bo a nuż wyląduję w szpitalu a bez aktualnego Hbs itd mogą mnie uznać za nosiciela i dać do izolatki. Dzwonie do chłopa żeby się ewakułował z roboty (oczywiście siedział po godzinach) i mnie podrzucił. Po pół godzinie dzowni do mnie z wyrzutem, że korek jest do bramek i co ja sobie w piątek wymyślam, że to trzeba wcześniej planować itd. Ciśnienie mi skoczyło ale mówię OK to pojadę sama autem, na co otrzymuje komentarz, że mój M nie wie w czym problem skoro mogę sobie sama pojechać, ja mu na to, że problem jest w tym, że się boję że zacznę rodzić jadąc! No nic jadę, jestem w połowie drogi i dostaję telefon - gdzie jesteś, ja na to w aucie. Mój drze się do słuchawki, że na obwodnicy też korek i w ogóle: co wy Q... wszyscy chcecie ode mnie? Zmartwienie nr nie zdąże na wizytę u dentysty (M robi sobie nowy uśmiech lepiej nie mówić za ile bo w tym są też implanty), ja na to a co z psem, nie zdążysz go po drodze wyprowadzić? Odpowiedzi nie piszę bo już nie wysłuchałam do końca - powiedziałam tylko rób tak dalej a pojade prosto na porodówkę a nie po wyniki i w trakcie jego wydzierania się rozłączyłam rozmowę. Teraz nie odzywam się do niego a płacz oczywiście wisi mi na końcu nosa. Przepraszam, że Was zamęczam osobistymi problemami ale jak wyrzucę z siebie ten żal to mi trochę lepiej będzie. Nie mam komu się wyżalić - przyjacóiółka z dzieciakami odpoczywa, wiem że mogę do niej zadzwonić ale ona się przejmuje i jak ją znam to wsiadłaby w auto i przyjechała do mnie. :-(
Już mi trochę lepiej, jeszcze raz przepraszam za moje smuteczki, pewnie przesadzam ale ponoć ciężarne mają straszne wahania nastroju tuż przed porodem. Buźka dla Was za "wysłuchanie" żali.