Ja miałam wywoływany i im tam płakałam, że nic się nie czuję i nie ma skurczy bo o 9 dostałam oxy i do 14 nic, aż w końcu pojawiły się regularne skurcze, ale pomyślałam że jak mnie to nie boli to nie urodzę. No to lekarka ok przebijamy wody płodowe. I wtedy zaczęła się jazda. Od 15 do 17.50 więc 2h50min cały poród, ale ostatnie 1h20min najgorsze, bo wcześniej jeszcze sobie zdj na piłce robiłam więc nie mogło być tak źle
nie spodziewałam się że tak tragicznie to zniosę, ja nie czułam skurczy, jak pytały czy idzie skurcz to ja mówiłam, że czuje jakbym ciągle miała skurcz więc nie miałam jak w opowieściach że skurcz i odpoczynek, parlam sama kiedy miałam siłę aby się to już skończyło.
Dały mi ręką dotknąć włoski, ale niestety byłam tak wykończona i pewna, że nie dam rady, że nie pomogło mi się to zmobilizować jak to opisują położne.
Jedna lekarka mi ręką pomogła przy parciu aby Kuba wyszedl- nie tak, jak piszą nieraz że się położyła na brzuchu, tylko posuwistym ruchem przedramienia przesunęła w momencie kiedy ja parlam i wtedy urodził się Kubuś. Gdyby nie pomoc położnych i 2 lekarek, nie dałabym rady.
Nie maialm znieczulenia, bo akurat nie było anestezjologa więc to mnie w trakcie jeszcze przestraszyło, no i tak jak mówię w wywoływanym poród trwa krócej, ale boli dużo intensywniej i mocniej.