Oczekujaca123
Fanka BB :)
My z M plakalismy razem..dużo rozmawialiśmy, fakt on musiał się szybciej pozbierać, bo czekał go powrot do pracy, ja byłam na macierzyńskim skróconym A potem l4 , więc miałam czas... też szukałam lekarzy, badań, żeby zająć czymś głowę, ale o swoim dziecku nie zapomniałam. Dawalam.sobie rozne cele , zeby wogole wstac z lozka... planowanie kolejnej ciąży, staran, to wszystko napedzalo mnie do tego, żeby żyć dalej.. choć w pewnym momencie ulozylam tez sobie plan na zycie bez dziecka...
dziś obydwoje rozmawiamy o naszym Franku, chodzimy na cmentarz, mam wrażenie że nawet mąż bardziej ciągnie ma cmentarz niż ja, może to dlatego, że on po drodze do pracy zawsze wejdzie A ja nie zawsze z dziećmi wychodzę, w domu mamy zdjęcie synka, no i jak tylko ktoś mówi że mamy dwójkę dzieci to od razu podkreśla , że trójkę. Bardzo to przeżył, ale też bardzo nas ta sytuacja zbliżyła, stalismy się dla siebie jeszcze bliżsi, bardziej wyrozumiali, strata dziecka pokazała też na kogo możemy liczyć, A kto był tylko jak było dobrze... U nas wyglądało to tak, ale straciliśmy dziecko w 23tc, mogliśmy je zobaczyć, pożegnać się, przytulić, każdy związek, każdy mezczyzna i kobieta przechodzą strate po swojemu,
Nie pomogło to że po 4 miesiącach byłam w ciazy bliźniaczej która była bardzo problemowa i większość czasu spędziłam w szpitalu nie pozwoliło to do końca przeżyć żałoby tak jak powinnam i po porodzie byłam załamana zamiast się cieszyć...no ale miałam.ogromna pomoc męża i wsparcie psycholog i dałam radę., mimo, że 23 maja urodziłam bliźniaki, a 23czerwca minął rok jak pochowalam pierwszego syna...
Ja do dziś mówiąc o stracie syna mam łzy w oczach... zdarza się, że płacze... Mąż mówi o tym jakby swobodniej tzn o tym, że on wogole był... bo niestety część rodziny zapomniała, że mieliśmy syna..
dziś obydwoje rozmawiamy o naszym Franku, chodzimy na cmentarz, mam wrażenie że nawet mąż bardziej ciągnie ma cmentarz niż ja, może to dlatego, że on po drodze do pracy zawsze wejdzie A ja nie zawsze z dziećmi wychodzę, w domu mamy zdjęcie synka, no i jak tylko ktoś mówi że mamy dwójkę dzieci to od razu podkreśla , że trójkę. Bardzo to przeżył, ale też bardzo nas ta sytuacja zbliżyła, stalismy się dla siebie jeszcze bliżsi, bardziej wyrozumiali, strata dziecka pokazała też na kogo możemy liczyć, A kto był tylko jak było dobrze... U nas wyglądało to tak, ale straciliśmy dziecko w 23tc, mogliśmy je zobaczyć, pożegnać się, przytulić, każdy związek, każdy mezczyzna i kobieta przechodzą strate po swojemu,
Nie pomogło to że po 4 miesiącach byłam w ciazy bliźniaczej która była bardzo problemowa i większość czasu spędziłam w szpitalu nie pozwoliło to do końca przeżyć żałoby tak jak powinnam i po porodzie byłam załamana zamiast się cieszyć...no ale miałam.ogromna pomoc męża i wsparcie psycholog i dałam radę., mimo, że 23 maja urodziłam bliźniaki, a 23czerwca minął rok jak pochowalam pierwszego syna...
Ja do dziś mówiąc o stracie syna mam łzy w oczach... zdarza się, że płacze... Mąż mówi o tym jakby swobodniej tzn o tym, że on wogole był... bo niestety część rodziny zapomniała, że mieliśmy syna..
Jestem teraz w jakimś takim czasie, że potrzebuję czytać pisać (może to jeszcze trauma) i troszkę ubolewam, że tutaj dość cichutko. Nawet przeczytałam forum "moich" mamusi. I o dziwo bez smutku i zazdrości, tylko z radością z ich radości i z nadzieją na niedługa radość naszą. Nie chcę się wypisywać z tego forum, ani się z nimi żegnać, bo po co mają się denerwować, że którejś się nie udało.
Dziś godzinami przeglądałam lekarzy, opcje medyczne itp. Bardzo dużo kosztowała mnie ciąża, czekam jeszcze na wyniki ekstra drogich badań genetycznych i wiem, że przede mną mnóstwo wizyt teraz i dalszych wydatków.... Wykupiłam abonament w luxmedzie (u mnie to nie będzie luxmed, tylko przychodnia na bardzo wysokim poziomie współpracująca - nawet zadzwoniłam tam do prezesa...). Przeliczyłam opłaca się. Postanowiłam sobie nie fundować dalej 200 km drogi do lekarza, choć był świetny. Poczytałam o badaniach.
Trochę to dziwne chyba, może powinnam sobie dać więcej czasu na płacz. Choć ja zadaniowa jestem.
Boli mnie bardzo, nie że w ogóle. Płakałam sporo od poniedziałku. Jest również smutek. Ale jest też ta duża zgoda i radość z tego, że maleństwo było z nami chociaż te kilka tygodni. Jest nadzieja, że jesteśmy płodni, że następnym razem będzie dobrze.
Jak z poronieniem radzili sobie Wasi mężowie, partnerzy? Mój źle to przechodzi, już mi mówił o swoich obawach przy kolejnym staraniu i ciąży. Był bardzo szczęśliwy. Oboje byliśmy.