Cześć dziewczyny
Zaczęliśmy się starać z narzeczonym w kwietniu tego roku. Ale w trakcie okazało się, że wysoki poziom prolaktyny hamuje u mnie owulację więc zaczęłam kurację dostinexem pod okiem mojej endokrynolog. Na wizycie kontrolnej w maju okazało się, że na lewym jajniku pojawiła się torbiel endometrialna, której nie było jeszcze w marcu, kiedy to robiono mi cytologię. Mój ginekolog zakwalifikował mnie do usunięcia jej laparoskopowo. Moi lekarze, oboje zgodnie stwierdzili, że endometrioza (5x3 cm) i prolaktyna (37,5) uniemożliwią w najbliższym czasie zajście w ciążę. Przepisano mi duphaston 2x1 od 16 do 25 dnia cyklu z myślą, że być może torbiel minimalnie się zmniejszy. Po pierwszym opakowaniu kiedy nie pojawiła się planowa miesiączka i w lipcu okazało się, że jestem w ciąży. Odstawiłam dostinex i zaczęłam zgodnie z wskazaniem ginekologa brać tylko kwas foliowy. Lekarz twierdził, że teraz ciąża będzie leczyć moją endometriozę. Równy tydzień temu po stosunku z narzeczonym miałam krwawienie. Lekarz prowadzący w rozmowie telefonicznej uspokoił mnie, że to normalne ale mam się oszczędzać i jeżeli nie przejdzie do poniedziałku to zaprasza na wizytę. Krwawienie ustało ale do piątku. Rano pojawiło się ponownie. Czułam, że coś złego się dzieje, mimo uspokojenia ze strony doktora. Pojechałam na izbę przyjęć, gdzie mój lekarz prowadzący jest ordynatorem. Po 40 minutach zbadał mnie i stwierdził, że ciąża obumarła w 7t5d. Wychodzi na to, że dzień po wizycie kontrolnej u mojego gina na której słyszałam pierwszy i ostatni raz serduszko a wszystko na tamta chwile było ok. Miałam łyżeczkowanie w 11tc. O 16 wypisałam się na ważne żądanie ze szpitala za zgodą mojego ginekologa. Powoli dochodzę do siebie i muszę stwierdzić, że głównie jest to zasługa wsparcia i zrozumienia mojej rodziny (moja mama poroniła 2 razy, w tym bliźnięta oraz straciła chorego na białaczkę szescioletniego syna ale jest matką 5 córek) oraz ukochanego (spisuje się na medal) i też tego forum. Bardzo chcę spróbować kolejny raz ale najpierw chciałabym upewnić się, czy wina leży po stronie mojego organizmu czy to te bezlitosne statystyki. Za 11 miesięcy wychodzę za mąż, więc nasze starania musimy mocno odciągnąć w czasie. Nie wiem czy to normalne po stracie i okolicznościach w jakich się to stało ale straciłam zaufanie do mojego ginekologa. Z pomocą najbliższych udało mi się już znaleźć dwóch ginekologów-położników którzy specjalizują się w tzw. „Trudnych ciążach” i leczeniu endometriozy, z nienagannymi opiniami. Jeden z nich pracuje tez w klinice leczenia niepłodności także liczę na to, że zlecą mi odpowiednie badania kiedy zdecyduje się na wizytę. Mam do siebie żal, że po zbiciu prolaktyny i zajściu w ciąże nie konsultowałam jej z endokrynologiem. Zaufałam mojemu ginekologowi, że na tym etapie wystarczy suplementacja kwasem foliowym a boje się, że wina mogła leżeć po stronie niskiego progesteronu. Na wypisie ze szpitala w zaleceniach mam wpisaną dalszą kontrole u lekarza prowadzącego a za 3 tygodnie odbiór wyniku badania histopatologicznego. Z tego co zdążyłam wyczytać we wcześniejszych wpisach nie liczę, że poznam z niego przyczynę utraty mojego maleństwa.
Wiem, że mój wpis jest bardzo długi ale potrzebowałam to z siebie wyrzucić. Gratuluję mamusiom i tym z bobasami na rękach i tym z bobasami pod sercem a za całą resztę trzymam mocno kciuki