Hej dziewczyny. Chcialabym dolaczyc do waszego grona. Jestem aniolkowa mama. Moja hiostoria jest zapewne podobna do niektorych waszych. Nie jestem na biezaco,nie znam was,ale szukam kobiet z takimi przejsciami jak moje.Staramy sie o dziecko od poczatku zeszlego roku. Najpierw mialam cykle bezowulacyjne,nie moglam zajsc przez 5mcy,potem dostalam pregnyl od lekarza ktorego juz nie widuje i sie udalo.Zaszlam w pierszym cyklu po zastrzyku.Na piewszym badaniu usg,ok4tyg zostalismy poinformowani,ze mamy40%szans na utrzymanie,przy czym nie bylo widac nic na usg,nie dostalam zadnych lekow,rad,nic...po2tyg poronilam samoistnie.Bylam zrozpaczona,ale nie poddawalam sie.2mce pozniej okazalo sie,ze znow jestem w ciazy!bylam przeszczesliwa,w dodatku okazalo sie ze beda blizniaki!Wiadomosc byla cudowna,dowiedzielismy sie tydz przed naszym slubem.Myslalam, tym raze musi sie udac!Nowa lekarka nie dala sie zwariowac tak jak my,mowila ze mnogie ciaze sa wysokiego ryzyka,ale dala nam duphaston na podtrzymanie.Tyd po wizycie,(6tc)objawy ciazowe zaniknely,zaczelam plamic,jedna plamka na dzien,az po tyg zaczelam krwawic...Bylismy u mojej gine,ona dala skier do szpitala,tam badalo mnie 3gine...ale niestety juz bylo po wszystkim,stracilam swoje malenstwa...Wpadlam w depresje,zalamalam sie totalnie,odizolowalam od swiata,nie widzialam juz nadzieji na nic.Maz bardzo,bardzo mnie wspieral i tylko dzieki niemu udalo mi sie po malu wrocic do siebie.Po5mcach zaczelismy sie znowu starac,nie mialam owu wiec robilismy monitoringi z nasza dr.Strasznie rozregulowaly mi sie hormony,zrobila mi sie cysta znikad,wiec musielismy najpierw to wyleczyc.Po tym stwierdzilismy z Mezem,ze odpuscimy starania na jakies czas,bo za duzo sie nacierpielismy i musimy stanac psychicznie na nogi.A wtedy pojawily sie dwie kreseczki...Nie wiedzialam co myslec,cieszyc sie czy nie.Myslalam ze to znak,ze jednak czeka nas jeszcze jakies dobr
d razu bylismy pod szczegolowa opieka dr,dostalismy leki,clexane raz dizennie,luteina100mg na noc,acard,kw foliowy.Balam sie cieszyc,ale wiedzialam ze musz edzialac szybko.Wzielam zwolnienie z pray,zeby nie ryzykowac.Oszczedzalam sie,lezalam,dzielnie bralam zastrzyki.W pon bylismy na usg,mielismy zobaczyc serduszko...Nie bylo nawet zarodka,serce mi peklo...Dr podejrzewala puste jajo plodowe,kazala czekac do jutra,bo moze sie jeszcze rozwinie,ale kazala sie tez modlic.Odstawilismy leki od pon.Wszystkie dolegliwosci ciazowe ustaly.Wczoraj zaczelam plamic,bolal brzuch caly dzien,a popoludniu zaczelam krwawic...JEst mi przykro,jest mi strasznie smutno ze znow nas to spotyka.Trzecia ciaza,znow niepowodzenie. Lekarka powedz zebysmy poczytali o badaniach genetycznych,zaczeli myslec o in vitro...Za duzo tego wszystkiego,nie chce cierpiec,tyle zlego nas spotkalo...Zostala pustka i bol,ktory teraz mi towarzyszy.To tak bardzo boli i na ciele i na duszy...