Hej dziewczyny.
Czytam Wasze wpisy od kilku dni i widzę że panuje tutaj przyjazna atmosfera, dlatego postanowiłam napisać. Mam nadzieję że przyjmiecie mnie do swojego grona...
Trzy dni temu (w czwartek) miałam kontrolną wizytę u Gina, czułam się świetnie, nic mnie nie bolało, zero jakichkolwiek krwawien czy plamienia. Pani doktor zrobiła mi usg i usłyszałam najgorszą rzecz na świecie - nie widzę akcji serca... Dodatkowo na monitorze widziałam moje kochane Maleństwo, jak pływało buzia w dół, kompletnie bez ruchu
myślałam że pęknie mi serce. Tak bardzo chciałam żeby się myliła, ale widząc obraz usg, nie miałam już nadziei...
miał to być 11 tydzień, okazało się że dzieciątko nie żyło już od końca 8 tc
Zapytałam co dalej. Powiedziała żebym od razu jechała do szpitala, tam jej koleżanka ma dyżur i pomimo że była już godzina 20, powiedziała że jeszcze tego dnia będę miała zabieg...
Do szpitala trafiłam o 21, szybki wywiad, badanie usg, potwierdzenie diagnozy i zabieg. O 22.20 było już po wszystkim. Czułam się fatalnie, całą noc nie spalam, przeglądając internet trafiłam tutaj.
Fizycznie czuje się zaskakująco dobrze. W ogóle nie krawie (krwawiłam tylko w nocy po zabiegu), nic mnie nie boli, aż się zastanawiam czy to normalne jak czytałam Wasze przeżycia. Ale psychika nie pozwala mi funkcjonować... Uspakaja mnie tylko czytanie tego forum, dlatego dosyć sporo przeczytałam. Mam nadzieję że znajdę tutaj wsparcie, którego teraz tak bardzo potrzebuje i uwierzę w to że kiedyś będzie jeszcze "normalnie" bo póki co nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.....