Niestety, niewiele sie dowiedzialam, w sumie co bylo do przewidzenia. Byc moze lekarz mial dzis kiepski dzien, byl jakis taki zawieszony, ale nie tracil swojej pozytywnej energi. Jak zwykle wg niego wszystko jest w miare dobrze. Tylko, ze tak samo mnie pocieszał po ostatnim USG na ktorym nie wykryto tętna płodu, ze może być jeszcze dobrze. On tak jakoś pozytywnie chce nastawiac pacjentów, pewnie aby nie panikować. Co prawda beta HCG jest nieco wysoka, ale dopiero na USG moga mi powiedziec czy mam sie czym martwic. Jak to powiedzial "trzeba sprawdzic czy nic nie odrasta po zabiegu". USG w poniedzialek. Te kilka dni to będzie wieczność o.0
lisica ja takze zawiodlam sie na męzu, te pierwsze dni, zaraz po USG na ktorym nie stwierdzono akcji serca plodu, i moj świt się zawalił, a on zachowywal sie jakby nic sie nie dzialo. Tego wieczora zaprosila kolege z ktorym się spił do nieprzytomnosci, po raz pierwszy od niepamietnych czasu Akurat wtedy kiedy go potrzebowalam. Nastepnego dnia juz sie do niego nie odzwywalam, mialam wrazenie ze zyje w jakimś matrixie, ze wszystcy dokola żyja normlanie oprucz mnie. wiedzialam juz ze czekam na poronienie albo zabieg. Pojechalam do szpitala i mnie przyjeli, a maz wtedy urzadzal przyjecie urodzinowe naszego syna. myslalam ze zwriouje, inni sie bawia kiedy ja cierpie... Ale nie chcialam odbierac tego przyjecia dziecku... Nastepnego dnia kiedy mialam juz zabieg maz lecial do UK, podpisywac kontrakt na stala prace. Tego dnia przez zabiegiem widzialam go ostatni raz choc szerze mowiac nie mialalm ochpty go widziec ani z nim rozmawiac po tym jak sie zachowywal. On po USG plakal razem ze mna, po wiadomosci o stracie i na tym koniec... 10 min łez... Dopiero po kilku dniach z UK napisal mi przyznajac sie do tego ze nie umial mnie wspierac. lepiej pozno niz wcale...
lisica ja takze zawiodlam sie na męzu, te pierwsze dni, zaraz po USG na ktorym nie stwierdzono akcji serca plodu, i moj świt się zawalił, a on zachowywal sie jakby nic sie nie dzialo. Tego wieczora zaprosila kolege z ktorym się spił do nieprzytomnosci, po raz pierwszy od niepamietnych czasu Akurat wtedy kiedy go potrzebowalam. Nastepnego dnia juz sie do niego nie odzwywalam, mialam wrazenie ze zyje w jakimś matrixie, ze wszystcy dokola żyja normlanie oprucz mnie. wiedzialam juz ze czekam na poronienie albo zabieg. Pojechalam do szpitala i mnie przyjeli, a maz wtedy urzadzal przyjecie urodzinowe naszego syna. myslalam ze zwriouje, inni sie bawia kiedy ja cierpie... Ale nie chcialam odbierac tego przyjecia dziecku... Nastepnego dnia kiedy mialam juz zabieg maz lecial do UK, podpisywac kontrakt na stala prace. Tego dnia przez zabiegiem widzialam go ostatni raz choc szerze mowiac nie mialalm ochpty go widziec ani z nim rozmawiac po tym jak sie zachowywal. On po USG plakal razem ze mna, po wiadomosci o stracie i na tym koniec... 10 min łez... Dopiero po kilku dniach z UK napisal mi przyznajac sie do tego ze nie umial mnie wspierac. lepiej pozno niz wcale...