to ci fajnie ja dzisiaj jeszcze pawia nie puscilam bo jem czesto ale malo ale wczoraj to byl koszmar cala lazienka do sprzatania pies az uciekl a ja pod prysznic masakra az mnie bylo wstyd samej przed soba ze nie zdazylam
i mysle ze nie dojdzie juz nigdy do takiej sytuacji
oj kochana to jeszcze nic
ja galoty mojego M ozdobiłam wzorami alla Picasso, myślałam że to tylko standartowy dźwig ale to był obfity rzyg
. Bidny chciał mi pomóc wstać
a że cycory bolały przy wstawaniu tak jakby mi ktoś do nich liny doczepił i skakał na bungee, to miałam zwyczaj trzymania ich dłoniami przy podnoszeniu się. Ten mnie chwycił pod pachami, a ja mu bach. Gdyby to mnie ktoś obrzygał była by reakcja łańcuchowa a ten ino sie chichotał i latał za mną ze ścierą
Były dni że 90% siedziałam w WC, nawet se mega wygodny dywanik do łazienki kupiłam, co by mi w tyłek przy przytulankach do muszli zimno nie było. Zdażało się że szlak z pokoju do WC był oznakowany, tak jakby ktoś nie umiała trafić hehe.
Jakiś czas miałam przy łóżku miskę, ale mimo iz była solidnie czyszczona po zajściu - wydawało mi sie że zapachy sie unoszą i wolałam sie tego gadżetu pozbyć.
Najgorzej było z gotowaniem objadów, czasem mój coś upichcił, ale jak przyszło mi gotować to pomieszać dosolić ble ble na na na, czasem nos zatkany drugą ręką, coś trza podnieść wdech i paw do zlewozmywaka i tak w kółko, wszystko gotowałam zresztą bez smakowania, bo tak jak kłaczek smak miałam wyolbrzymiony na maxa, trza sie schylic po patelnie lub do kosza i znów zlewozmywak - sanepid zamknął by mi kuchnię jak nic
nikt normalny nie jadł by tego wiedząc co sie za kulisami mojej domowej restauracji dzieje, a że mój chop jest nienormalny to wcinał aż mu się uszy trzęsły, przy okazji opieprzając mnie że mam leżeć a on se choćby chleba z kiełbasą zrobi
Ja w sumie wcinałam głównie banany, jabłka, suchary, jogurty i gotowane mięso o i biszkopty moje menu
Potem brałam tą witaminę B6 było lepiej i klnełam na mojego gina że mi od razu jej nie zalecił, na necie nie siadywałam zbyt długo, a gdzie wpisywałam to imbir imbir... i na sama myśl o tym mnie juz dźwigało.
Przy pierwszej ciąży nie miałam takich przygód, trwała króciuteńko, ale w tej drugiej "zaczeło się" już miedzy 5 a 6 tygodniem.
Dzień Matki, kiedyś strasznie mnie dobijał... łapałam doły straszne, szczególnie jak mi dziewczyny opowiadały o prezentach od swoich dzieciaczków, potem... no po prostu zrozumiałam że moje dzieciaczki nie są wstanie przekazać mi "kwiatka czy laurki", wczorajszego dnia ... nowy mój aniołek ... kolejny ból ... bałam sie okropecznie że złapię mega doła, ale chyba tam na górze maleństwa uknuły wspólny plan i nie dały mi się rozklejać, jak myślałam o dniu Matki, przypominałay mi sie tylko i wyłącznie śmieszne historyjki z mojego dzieciństwa.
Zresztą jedna z nich opowiadana jest w naszej rodzinie bardzo często ja jej nie pamiętam bo miałam 3,5 roku. Mianowicie sąsiadka miała i ma piękny ogród, wzdłóż płotu miała posadzone kwiaty cebulkowe które kwitły przez całą wiosnę i lato, najpierw żonkile i narcyzy, potem żółte i czerwone tulipany, potem różowe tulipany, potem lilje i mieczyki. Siedząc w naszym małym ogródeczku zawsze podziwialiśmy jej kwiaty. Mama od małego uczyła mnie jak się co nazywa itp i do dziś mi to zamiłowanie zostało. Dzień przed dniem Matki ojciec pomagał mi i siostrze zrobić laurke dla mamy. Sądnego dnia ubrałam se sukieneczkę i na bosaka poleciałam do sąsiadki ogrodu... przyszłam do domu i wysypałam mamie na łóżko główki różowych tulipanów (łodyżki miały około 1 cm - więc do wazonu i tak sie nie nadawały) - mama powiedziała Izuniu coś ty zrobiła oberwałaś wszystkie kwiatki sąsiadce .... a ja "mamo nic sie nie martw jeden jej zostoł" - no i tak do dziś sie z tego wszyscy śmieją, ale sąsiadka zrobiła se zamykanie z drutu na tyle wysoko abym nie mogła dosięgnąć
Babianko trzymaj się i pamiętaj że one nie chcą dla ciebie źle... wiem że jest ci okropecznie trudno
onaxx o ile dobrze pamietam to już nie pierwszy raz mała ma kontakt z Twoja Marysieńką, ja nigdy nie przeżyłam takiego kontaktu, ale wierzę w nie. W rodzinie mojego M, kilkakrotnie dziadek który odszedł w wieku 52 lat pojawiał się w trudnych sytuacjach - jednej z ciotek uratował życie. Zawsze jak czytam o tym jak piszecie o tych widzeniach przeszywa mnie dreszcz...