reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Ciąża Po Poronieniu

Hej Dziewczyny!
Wpadłam na chwilę, żeby się z Wami podzielić moimi przeżyciami...
Znów przeżyłam chwile grozy... Miałam wczoraj rano wypadek samochodowy... Z mojej winy niestety... Nie zauważyłam samochodu, nie wiem, straciłam koncentrację i uderzyłam na czołowe... Byłam zapięta w pasach, a mimo wszystko wyrżnęłam kolanami w deskę pod kierownicą... Na moje nieszczęście trafiłam na babę kierowcę i to straszną histeryczkę. Znaczy, wcale się nie dziwię jej, ale skoro przyznałam się od razu do winy i wytłumaczyłam i poprosiłam, żeby już tak nie krzyczała, bo sytuacji nie zmienimy to czego się drzeć??? I prosiłam ją, że jestem w ciąży i i tak jestem zdenerwowana, a najważniejsze, że nic jej ani mnie się nie stało...ale ona swoje:no::szok:. Dobrze, że z jakimś panem jechała, to on ją zaczął uspokajać i juz potem było oki. Nie wezwała policji, chyba na moje szczęście raczej i spisałyśmy oświadczenie. Ja na szczęście prowadziłam wieksze autko, więc uszkodzenia nie są tragiczne, ale ona jechała Corsą i tam masakra...
Bardzo się zdenerwowałam, bolał mnie brzuch, był taki napięty jakby miał zaraz pęknąć. Więc poprosiłam męża, żeby zawiózł mnie do szpitala w naszym mieście... No i jak zwykle na służbę zdrowia zawsze można liczyć!!!:dry: Zgłosiłam sie na ginekologiczną izbę przyjęć i tam pani pielęgniarka zmierzyła mi temp. i ciśnienie i zadzwoniła do lekarza. A lekarz przez telefon zadecydował, że trzeba mnie położyc na oddział. Po czym pielęgniarka mnie zapytała, czy ja chcę. Więc ja na to - że może najpierw by mnie ktoś obejrzał, bo mam nadzieję, że to po prostu nerwy to po co mam 3 dni w szpitalu leżeć na patologii i się zdenerwowac jeszcze bardziej tym co tam zobaczę???:shocked2: Pani przekazała dr, że nie chcę na oddział i powiedział, że zatem zaraz będzie. To " zaraz " trwało godzinę, gdzie juz mnie kręgosłup zaczął boleć od siedzenia na krześle i brzuch coraz bardziej mi się dawał we znaki... Pani zadzwoniła jeszcze raz po lekarza i sie okazało, że pan dr szanowny poszedł na cesarkę i nie wiadomo ile to potrwa. Więc mój mąż zadzwonił do kliniki, gdzie jestem prowadzona i tam powiedziano, żeby przyjechać, a w razie konieczności oni też moga mnie zostawić na dobę do obserwacji... No i pojechaliśmy - 80 km. A pani pielęgniarka ze szpitala na odchodne powiedziała mi, że życzy zdrówka i żeby wszystko dobrze było! Super!:confused:
Dojechaliśmy do kliniki, przyjął mnie sympatyczny pan dr, bo mój akurat dyżuru nie miał i okazało się , że wszystko jest dobrze. Dzidziuś rośnie, szaleje, serducho mu bije, łożysko ok. Tylko bardzo napięty brzuch miałam, więc dostałam papaweryne w dupke i do domu... Tylko kilka dni odpoczynku mi zalecił... No i dziś jest w miarę dobrze, jeszcze NoSpę muszę tylko brać:tak: Dobrze, że to się dobrze skończyło, bo bym chyba komuś łeb urwała :wściekła/y:
A to co teraz mamy za problemy z samochodem, żeby dostać samochód zastępczy to inna sprawa. Ale już i tak mnóstwo napisałam, więc na razie odpuszczę...;-)
 
reklama
Moje babki kochane!

Poczytałam i nasuwa mi się jedna odpowiedź na nasze rozterki. Ostatnio wpadła mi w ręce książka pt.:" Sekret kodu Mojżesza". Jako, że zbyt wierząca nie jestem podeszłam do niej z wielkim sceptycyzmem ale, że ciekawska jestem, to przeczytałam. Powiem Wam, że polecam. Książka mówi przede wszystkim o tym, że otrzymujemy od Boga dokładnie wszystko o co prosimy :szok:?????
Każdego na początku łapie wielkie zdziwko. Ja nie prosiłam przecież o całą bidę jaka mi się w życiu przytrafiła! To jakiś nonsens! Kiedy jednak poczyta się dalej, okazuje się, że wszelkie nasze obawy są naszymi prośbami i wszystko to, co w naszym sercu głęboko zakorzenione i ukryte spełnia się właśnie. Która z nas nie ma obaw typu, że jestem w ciąży ale nigdy nie wiadomo itp. Prośba? Te które nie chcą mieć dziecka a są w ciąży myślą: to koniec świata! Co ja z tym bachorem zrobię! Na milion procent się urodzi, żeby tylko mi życie spieprzyć. Prośba? Obydwa przypadki głęboko mają zakorzenioną wiarę w to, że los obróci się przeciwko nim. Te które w ciążę zajść nie chcą, to podczas każdego zbliżenia z partnerem obawiają się właśnie ciąży, a te które chcą zawsze są przekonane, że na pewno znowu będzie @. No czy tak nie jest?
Nie wystarczy jednak na głos powiedzieć, że już od dzisiaj myślę inaczej, tylko należy wykorzenić z umysły najskrytsze obawy i lęki i ponoć to działa! Wbrew pozorom to jest jednak trudniejsze niż nam się wydaje, ale warto to przemyśleć, a co nam szkodzi?

Ewcia super. że wszystko ok!

Ssabrinaa gratulacje, no i teraz uwierz w to, że twój maluch przyjdzie na ten świat :-)

A co do jedzenia mój M też lubi mięsko. Ryba tylko w całości, najlepiej łosoś albo pstrąg. Czasami ma takie wyskoki, że np. mówi, że zjadł by pierogi z kapustą i grzybami a jak zrobię, to jest zdziwiony i mówi, że grzyby i kapusta są ciężkostrawne i na pewno to odchoruje! No nie zabić?!

Lina dopiero doczytałam :szok:. Dobrze, że nic Ci się nie stało i maluch ok. Ja w październiku tamtego roku też miałam tzw. dzwona, tyle, że nie z mojej winy. Kłopot potem zanim się swoje auto uruchomi. Ja czekałam chyba z trzy tygodnie:( Trzymam kciuki, żeby gładko wam z tym poszło &&&

Pozdrowionka dla wszystkich.
 
Ostatnia edycja:
Rany, lina82, aż mnie zmroziło, jak zaczęłam czytać twojego "newsa"... :shocked2: Całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło...mimo tych nieciekawych przejść z naszą szanowną służbą zdrowia... Dbaj o siebie i faktycznie odetchnij teraz na spokoju...
 
dzięki Dziewczyny! Dzisiaj sobie leniu****ę. Poleżałam długo w wannie :tak:, teraz słucham mojej ulubionej muzyczki :blink:. Ale niestety dzisiaj jeszcze czeka nas użeranie się z serwisem autka naszego :dry:... Nie chcą nam wydac tego co się nam należy, czyli auta zastępczego, a w umowie ubezp. wyraźnie mamy napisane, że mamy do niego prawo... My teraz bez auta jak bez ręki... Pomijam, że autem zarabiam, ale do lekarza muszę przeciez jeździć no i w ogóle jest potrzebne i koniec!!!! A naprawa naszego potrwa ok. 3 tyg. co najmniej pewnie...:baffled:
 
No niestety z tymi samochodami to zawsze są klocki! My w umowie ubezpieczeniowej mieliśmy bezpłatne holowanie auta w razie awarii i dzwoniliśmy od agenta do ubezpieczalni, od ubezpieczalni do asistans przez pół dnia, bo jakoś im to umknęło i próbowali nam wmówić pakiet podstawowy! Bałagan i tyle, tak, że szczerze współczuję :(
 
Czesc dziewczyny!!!
Zjola to o czym piszesz jest naprawde trudne do zrobienia bo pozbycie sie naszych rosterek samo musi przyjsc i jak bysmy nie kombinowaly to nie uda nam sie poprostu zmienic myslenia tak jak piszesz. Wystarczy spojrzec w przeszlosc kiedys mialysmy inne problemy, martwily nas inne rzeczy teraz z perspektywy czasu wydaja sie nam one malo istotne a kiedys tak bardzo zaprzataly nam glowe.
Lina wspolczuje przezyc, dobrze ze z toba i maluszkiem wszystko w porzadku, ale po co te dodatkowe nerwy w szpitalu:confused: niestety ta nasza sluzba zdrowia.
Karolcia super ze po wizycie wszystko ok;-) oby same takie dobre wiesci.

A co do jedzenia moj M zje wszystko co zrobie zeby to tylko nie byla zupa, bo zupy nawet nie tknie:-D
 
Lila to trudne do zrobienia, ale gdyby miało nam pomóc? Co szkodzi spróbować? Wiemy już, że zamartwianie się nie pomaga, prawda?
 
Zjolu masz racje ze zamartwianie sie nie pomaga i wiele dziewczyny ktore przezyly strate juz jakis czas temu dopiero teraz zaczynaja to rozumiec. Ja po wielu miesiacach uswiadomilam sobie ze zadreczanie sie i zadawanie tych samych pytan nic nie daje a tylko pogarsza samopoczucie. Mysle ze warto sprobowac i czuje sie na silach zeby stawic temu czolo...
 
reklama
Do góry