Magnolia, a co na to poradzisz? Czy celowo "posiałaś" gdzieś swoje dziecko? Byłaś pewnie przerażona, zdezorientowana, zrozpaczona - działo się coś czego doświadczałaś po raz pierwszy, coś złego... W czerwcu też "zgubiłam" ciążę. Pewnie w toalecie właśnie bo podczas zabieg nie stwierdzono obecności płodu. I wiesz co? Moj "dyżurny tekst" na dobicie się brzmiał "spuściłam moje dziecko w sraczu." Nie ma to jak sobie dokopać. I to cholernie boli, ale nie zmienimy nic przez nasz ból, przez rozpamiętywanie, przeżywanie znów od nowa. Tylko się niszczymy. No, trochę mi zeszło zanim sie ogarnęłam po czerwcowym poronieniu, pomogła mi zdecydowanie kolejna ciąża, dając nadzieję... Płonną z resztą. Powoli się pozbierasz, znajdziesz znów uśmiech i wiarę w lepsze dni. Przeszłości żadna z nas nie zmieni, pozostaje oswoić wspomnienia tak, żeby nie gryzły.
Emy, a czemu ręce opadają? Oni tu mają swoje zasady i procedury i ok. Za to będą musieli jeszcze raz płacić tłumaczce bo sobie kazałam tłumaczkę - fajna babka to niech zarobi parę funtów a ja nie będę się musiała zmużdżać żeby kumać. Drobna zemsta z mojej strony na szanownym NHS. Wolałabym już wiedzieć co i jak. Oooo... Widzę że masz pewne perspektywy! Siedzę cicho i podglądam niecierpliwie.
Smutna, wręcz przeciwnie. Jestem sobie tak o krok od rozsypki i trzymam się nie wiem jakim cudem. Nie da się być wesołym jak szlag trafia nadzieje i marzenia, ale można nałożyć maskę i tak długo patrzeć w lustro aż się uwierzy że to własna twarz. A służba zdrowia... Cóż - system jako taki jeszcze dla mnie niezrozumiały, odmienny od naszego, ale co do szpitala... Nie mam porównania z polskimi szpitalami które zdążyłam "zaliczyć". Może nie to że jakoś bogato mają... Nie. Sprzęt całkiem w stylu polskim, może wykończenie wnętrz świeższe, ale opieka i przepływ informacji znakomite. Tak ludzkie że niemal serdeczne. W Polsce, ostatnim razem, jedyną osobą która zachowała się jak człowiek była... salowa. Tu od góry do dołu każdy - czy to lekarz jakiś taki ważniejszy, czy lekarka która mnie od początku "miała" ale konsultowała z tym właśnie ważniejszym, pielęgniarki, babeczka od rozwożenia posiłków i wody... Inny świat.
Linnea, dla mnie termin scanu jest dość istotny. Jeśli jest czysto to istotnie rybka, ale jeśli coś zostało to będą czyścili chirurgicznie i tu już nie jest to do końca obojętne bo my chcemy jak najszybciej startować znowu. Ja nie mam czasu na opier...e się w szpitalu, jeśli chcę jeszcze urodzić. Sypać łaciną to ja nie zamierzam akurat - dość słyszę łaciny w rodzimym i tubylczym na ulicy, żeby publicznie się tak zachowywać. Nie lubię. Uważam że takie sprawy załatwia się na zimno, spokojnie i rzeczowo, a że słabo z językiem... Cóż - niech się rozmówca pownerwia zanim ja się wypowiem. I mam jedno dyżurne pytanie: "WHY?" Jak tylko coś mi się nie podoba. DLACZEGO nie mogą mi zrobić tego czy tamtego, DLACZEGO muszę to czy tamto. I do oporu. Uwierz, to potrafi wq...ć.
Anastazja, to inny system po prostu. Natomiast co do opieki szpitalnej to jestem zachwycona. Z jednym wyjątkiem... Ponieważ pielęgniarki wiedziały że mój język jest słaby, lekarz uznał że nie ma co ze mną próbować rozmawiać. Błąd. Podczas obchodu po prostu nawet nie podeszli. Poczułam się cokolwiek dupiano, pewnie kompleksy mam. Mogli spróbować chociaż - w kwestii mojego samopoczucia dogadalibyśmy się bez problemu. Ale czekali na Adama, wiedzieli że będzie z moimi rzeczami i wpuścili go na oddział poza czasem odwiedzin, prosząc żeby został bo lekarz chciałby ze mną rozmawiać. Niemniej jednak w tym momencie czułam się jak niemota - mogli dać mi szansę wykazać że nie jestem taki całkiem debil? O chłopcach nie pisze bo ostatnio byłam u nich w czwartek. Wieczorem zaczęłam plamić, potem już Emergency, w piątek scan, w sobotę wieczorem szpital... Wczoraj dałam sobie luz i póki co będę mieć wolne. Byłam wczoraj u Jenny, ale wróciłam na miękkich nogach. Słaba jestem. Jola ma zastępstwo do dzieci - miałam mieć ten tydzień wolny i jechać do Polski, więc sobie i tak miała kogoś skombinować. raz, że nie chcę jej mieszać, dwa, że nie bardzo się czuję na opiekę nad chłopakami. Pikuś tam puzzle i klocki, dojść też jakoś bym dopełzła, ale oni czasem potrzebują poszaleć a ja mam problem żeby wytrzymać 3 minuty na stojąco. Dupa nie baba jestem. Kupiłam jakieś multivitaminy z żelazem i zamierzam żreć. Niby ze szpitala nie dzwonili, czyli wyniki powinny być ok, ale samopoczucie jakby twierdzi inaczej.
Zjola, pojęcia nie mam. Spytałabym, gdybym wiedziała jak u nich się zaśniad nazywa, ale to dla mnie za mądre. No, mam taką nadzieję - czekam tylko żeby się skończyło krwawienie i do roboty! Ale pisałaś, że komórki zachowują tendencję do określonego sposoby dzielenia się przez rok... Puste jajo to efekt błędu podziału na bardzo wczesnym etapie po zapłodnieniu... Dałaś mi do myślenia, a nie mam jak tego skonsultować. Czy w takim razie po pustym jaju też nie trzeba by faktycznie odczekać?