Karollcia, EwelinaK, mnie Bartka żal jak sobie pomyślę jak on się musi czuć. Koszmar. Póki co dziś spał do ostatniej chwili więc nie męczyłam, ale też widzę że Krzyś bardziej jest ciekaw angielskich słówek. Myślę że Bartek uważa że to go przerasta, jest za trudne i nie da sobie z tym rady. Za dużo dostał na raz, za dużo sie od niego wymaga lub wydaje mu się że od niego wymagają. Do tego problem w grupie... Obczaiłam dziewczynkę która mu dokucza - to Polka, ale mówiąca po angielsku. Ona przezywa Bartka od dzidziusiów, jemu jest przykro. A przezywa jak sądzę z dwóch powodów - raz że nie zna języka więc się mało odzywa, dwa że nawet po polsku Bartuś mówi dość niewyraźnie. Jako małe dziecko porządnie ugryzł się w język, daleko od czubka, wbił zęby tak że trzeba było szyć - jakaś wywrotka czy coś takiego, dość że na języku ma bliznę. Pewnie upośledza to giętkość języka i stąd seplenienie. Zastanawiam się czy nie spytać dziewczynki przy jej mamie dlaczego dokucza Bartkowi i dlaczego uważa że on jest dzidziusiem... Kurcze, nie można tak bo dzieciakowi i bez dodatkowych atrakcji ciężko.
As, dziecko chłonie jak gąbka, ale nie sześciolatek i nie nagle wrzucony do szkoły w której nie może się dogadać z nikim. I w grupę rówieśniczą z którą też nie ma szans złapać kontaktu. Sytuacja jest dla niego koszmarna, aczkolwiek do szkoły iść musiał bo w tym wieku obowiązuje go edukacja. Taki system. A że zmienił kraj i język? Cóż - rodzice też nie znają języka i sobie radzą... Tyle że oni nie są dziećmi i nie obracają się w grupie, gdzie rządzą inne niż w dorosłym świecie prawa. Nie wiem jaki jest stan wiedzy mamy chłopców na ich temat - dość długo nie była z dziećmi, są znów razem od sierpnia... Spora przerwa. Są bardzo związani emocjonalnie, to pewne. Czy zdaje sobie sprawę co przeżywa Bartuś? Nie wiem. Dziś mówiłam o tym ojcu chłopców, przy Bartku - powiedział do syna że twardym trzeba być, nie miękkim. Do mnie to nie przemawia. Może i trzeba być twardym, ale są rzeczy które dzieciaka przerastają i to jest chyba jedna z nich.
A my... Byłam dziś na szczepieniu z Krzysiem. Spacerek do "naszej" przychodni, czyli ok 20 minut moim marszem. Z nim znacznie dłużej. Dzielny chłopak, maszerował jak stary wiarus. Po drodze kupiliśmy chusteczki, okazuje się że zakupy też robi fachowo - skończyły mi się, a mama nie zostawiła, tymczasem młody miał gile po pas. Szczepienie skwitował krótkim rykiem i ogromnym fochem, ale pomogła wizja zabawy z moimi kotami - po drodze i miał przy okazji gdzie odpocząć.
As, dziecko chłonie jak gąbka, ale nie sześciolatek i nie nagle wrzucony do szkoły w której nie może się dogadać z nikim. I w grupę rówieśniczą z którą też nie ma szans złapać kontaktu. Sytuacja jest dla niego koszmarna, aczkolwiek do szkoły iść musiał bo w tym wieku obowiązuje go edukacja. Taki system. A że zmienił kraj i język? Cóż - rodzice też nie znają języka i sobie radzą... Tyle że oni nie są dziećmi i nie obracają się w grupie, gdzie rządzą inne niż w dorosłym świecie prawa. Nie wiem jaki jest stan wiedzy mamy chłopców na ich temat - dość długo nie była z dziećmi, są znów razem od sierpnia... Spora przerwa. Są bardzo związani emocjonalnie, to pewne. Czy zdaje sobie sprawę co przeżywa Bartuś? Nie wiem. Dziś mówiłam o tym ojcu chłopców, przy Bartku - powiedział do syna że twardym trzeba być, nie miękkim. Do mnie to nie przemawia. Może i trzeba być twardym, ale są rzeczy które dzieciaka przerastają i to jest chyba jedna z nich.
A my... Byłam dziś na szczepieniu z Krzysiem. Spacerek do "naszej" przychodni, czyli ok 20 minut moim marszem. Z nim znacznie dłużej. Dzielny chłopak, maszerował jak stary wiarus. Po drodze kupiliśmy chusteczki, okazuje się że zakupy też robi fachowo - skończyły mi się, a mama nie zostawiła, tymczasem młody miał gile po pas. Szczepienie skwitował krótkim rykiem i ogromnym fochem, ale pomogła wizja zabawy z moimi kotami - po drodze i miał przy okazji gdzie odpocząć.