karolcia81
czekam na szczęście.....
Hej kochane moje.....jestem i zaraz Wam wszystko opowiem....
Najpierw od strony medycznej....
W niedziele po świętach zaczęłam mieć śluz koloru kawy z mlekiem, pomyślałam, że pewnie po duphastonie, albo się w swięta trochę przemęczyłam....
ale w poniedziałek rano już był brązowy śluz z domieszką świeżej krwi...i było go znacznie więcej....
...więc w poniedziałek po południu wsiedliśmy w samochód i do szpitala....
a tam od razu do łóżka, i leki przeciw krwotoczne i na podtrzymanie....nie zrobili mi od razu usg, bo podobno nie chcieli tam grzebać, żeby dodatkowo nie zwiększyć krwawienia....
...następnego dnia rano...usg i wyrok....fasolka nie żyje już od dawna, właściwie prawdopodobnie jej serduszko wcale nie podjęło pracy, a to co tam jest bardzo mocno związało się z macicą, przyrosło wielonaczyniowo...i wygląda jak zaśniad groniasty....grozi mi zatrucie, krwotok, ciężkie leczenie i możliwość uszkodzenia scianki macicy...lekarze byli tak wystraszeni, że mnie wywieżli do innego szpitala, gdzie są specjaliści i lepszy sprzęt.....
...a tam kolejne badania, usg....i oczekiwanie na zabieg....ale zaraz dostałam kroplówkę(podobno porzeciw krwotoczną), ale moim zdaniem zaczęli wywoływać poronienie, żeby organizm sam zaczął się oczyszczać, tylko tego mi nie powiedzieli.....całą noc siedzieła za mną położna i zaglądała co ze mnie leci...na stoliku czakała na mnie do podania krew...
...to był koszmar...miałam skurcze co kilka minut i ....nie będę Wam pisać bo to okropne....
...rano badania, konsylium 5 lekarzy....i decyzja o natychmiastowym zabiegu...usłyszałam, że zrobią wszystko, żebym mogła się jeszcze cieszyć macierzyństwem, ale muszę się liczyc, że może im się nie udać uratować całej macicy....
....na szczęście skończyło się rutynowym zabiegiem, dzieki temu, że macica już zaczęła sama się pozbywać...
...i na szczęście nic mi nie uszkodzili....i wstępnie wykluczyli zaśniad, ale i tak wszytsko się wyjaśni jak będą wyniki histo-pat.
....a co do mojej psychiki....
...nie jest najgorzej....od początku czułam, że coś jest nie tak....bardziej chyba bałam się że urodzę chore dziecko...może tak miało być, może mój organizm jest mądrzejszy niż mi się wydaje...i robi selekcię naturalną.
...powiedzieli mi, że ta grypa z wysoką gorączką mogła dodatkowo przyczynić się do tego, że się nie rozwijał...
....słuchajcie...moja fasolka prawdopodobnie nie zaczęła wcale żyć....nie widziałam jej rączek, buzi na usg....to był tylko pęcherzyk wypełniony jakimś płynem....moje maleństwo dopiero do mnie przyjdzie....
...najbardziej mi przykro z powodu Z. tak bardzo płakał...tak się bał o mnie...tak bardzo chciał byc tatą.....
...
ale mam nową siłę, dużo siły, żeby walczyć....zrobimy wszystkie badania.....i zaczynamy od nowa....
...wiecie, ze lekarze nie kazali nam wcale czekać....tylko miesiąc i walczyć!!!!
o ile wyniki będą ok.
wygadałam sie...ulżyło mi...dzieki, że mnie wysłuchałyście.....
Najpierw od strony medycznej....
W niedziele po świętach zaczęłam mieć śluz koloru kawy z mlekiem, pomyślałam, że pewnie po duphastonie, albo się w swięta trochę przemęczyłam....
ale w poniedziałek rano już był brązowy śluz z domieszką świeżej krwi...i było go znacznie więcej....
...więc w poniedziałek po południu wsiedliśmy w samochód i do szpitala....
a tam od razu do łóżka, i leki przeciw krwotoczne i na podtrzymanie....nie zrobili mi od razu usg, bo podobno nie chcieli tam grzebać, żeby dodatkowo nie zwiększyć krwawienia....
...następnego dnia rano...usg i wyrok....fasolka nie żyje już od dawna, właściwie prawdopodobnie jej serduszko wcale nie podjęło pracy, a to co tam jest bardzo mocno związało się z macicą, przyrosło wielonaczyniowo...i wygląda jak zaśniad groniasty....grozi mi zatrucie, krwotok, ciężkie leczenie i możliwość uszkodzenia scianki macicy...lekarze byli tak wystraszeni, że mnie wywieżli do innego szpitala, gdzie są specjaliści i lepszy sprzęt.....
...a tam kolejne badania, usg....i oczekiwanie na zabieg....ale zaraz dostałam kroplówkę(podobno porzeciw krwotoczną), ale moim zdaniem zaczęli wywoływać poronienie, żeby organizm sam zaczął się oczyszczać, tylko tego mi nie powiedzieli.....całą noc siedzieła za mną położna i zaglądała co ze mnie leci...na stoliku czakała na mnie do podania krew...
...to był koszmar...miałam skurcze co kilka minut i ....nie będę Wam pisać bo to okropne....
...rano badania, konsylium 5 lekarzy....i decyzja o natychmiastowym zabiegu...usłyszałam, że zrobią wszystko, żebym mogła się jeszcze cieszyć macierzyństwem, ale muszę się liczyc, że może im się nie udać uratować całej macicy....
....na szczęście skończyło się rutynowym zabiegiem, dzieki temu, że macica już zaczęła sama się pozbywać...
...i na szczęście nic mi nie uszkodzili....i wstępnie wykluczyli zaśniad, ale i tak wszytsko się wyjaśni jak będą wyniki histo-pat.
....a co do mojej psychiki....
...nie jest najgorzej....od początku czułam, że coś jest nie tak....bardziej chyba bałam się że urodzę chore dziecko...może tak miało być, może mój organizm jest mądrzejszy niż mi się wydaje...i robi selekcię naturalną.
...powiedzieli mi, że ta grypa z wysoką gorączką mogła dodatkowo przyczynić się do tego, że się nie rozwijał...
....słuchajcie...moja fasolka prawdopodobnie nie zaczęła wcale żyć....nie widziałam jej rączek, buzi na usg....to był tylko pęcherzyk wypełniony jakimś płynem....moje maleństwo dopiero do mnie przyjdzie....
...najbardziej mi przykro z powodu Z. tak bardzo płakał...tak się bał o mnie...tak bardzo chciał byc tatą.....
...
ale mam nową siłę, dużo siły, żeby walczyć....zrobimy wszystkie badania.....i zaczynamy od nowa....
...wiecie, ze lekarze nie kazali nam wcale czekać....tylko miesiąc i walczyć!!!!
o ile wyniki będą ok.
wygadałam sie...ulżyło mi...dzieki, że mnie wysłuchałyście.....
Ostatnia edycja: