reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Ciąża Po Poronieniu

reklama
o matko!!!
AGATA jak ty sie katujesz tym nie jedzeniem w nocy
jak byłam w ciąży od lutego do konca marca R się śmiał że lodówkę na noc będzie do sąsiadów wystawiał ale ja jakos tak miałam w dzien nie mogłam jeść bo od razu wszystko zwracałam ale za to w nocy nie bylo czegoś czegop bym nie zjadła którejś nocy R nie mógł spać i po moim czwartym kursie do lodówki wszedł do pokoju a na tacy miał wszystko co się w niej mieściło a raczej czego jeszcze nie zdążyłam zjeść
patrzę się na niego i pytam co on wyprawia a on spokojnie mi odpowiada:
-kochanie żylaków dostaniesz od ciągłego wstawania więc masz już teraz wszystko pod ręką
najpierw się wkurzyłam na niego potem doszłam do wniosku ze chyba chciał mi dać do zrozumienia że przesadzam z tym jedzeniem w nocy a na koniec śmiałam się przez kilka dni z tego widoku mojego R i tacą na której był ogrom jedzenia

pozwalałam sobie potem ale no jakiś owoc żeby żołądek oszukać a przy okazji witaminek dzidziowi dostarczyć

aaaa efektem jedzenia w nocy było +10 kg w dwa miesiące
 
Dopiero wczoraj wieczorem, gdy już młody spał, wzięłam się za opróżnianie mojej "szpitalnej" torby. Wyjęłam koszulę, wszystkie badania i... USG mojego Aniołka. Położyłam je na stole, gdy nagle wszedł mój D, zobaczył "zdjęcie" Tośki, wziął je w dłonie i najzwyczajniej w świecie się rozpłakał. Jeszcze go takiego nie widziałam. Chyba dopiero teraz do niego to wszystko dotarło, albo dopiero teraz pozwolił sobie na "rozluźnienie". Przytuliłam go mocno i płakaliśmy tak dobre kilkanaście minut. Potem on powiedział: "przepraszam, że zostawiłem cię z tym samą". To ja w jeszcze większy ryk, że nie zostawił mnie, że nawet niech tak nie mówi....:-(
 
JOLKA to dobrze bardzo dobrze że D wyrzucił swoje emocje faceci często chowaja je gdzieś głęboko nie potrafią ich okazać
myślę ze teraz będzie Wam łatwiej przez to przejść
ja Wam życzę aby jak najszybciej w Waszym życiu zagościła kolejna fasolka rodzeństwo dla Kacperka
 
Ostatnia edycja:
u mnie po staremu ,byłam na wakacjach a teraz trzeba wrócić do rzeczywistości.
dobrze,ze dzisiaj piatek
a od przyszłego tygodnia wracam do szkoły,ostatni rok
 
Dopiero wczoraj wieczorem, gdy już młody spał, wzięłam się za opróżnianie mojej "szpitalnej" torby. Wyjęłam koszulę, wszystkie badania i... USG mojego Aniołka. Położyłam je na stole, gdy nagle wszedł mój D, zobaczył "zdjęcie" Tośki, wziął je w dłonie i najzwyczajniej w świecie się rozpłakał. Jeszcze go takiego nie widziałam. Chyba dopiero teraz do niego to wszystko dotarło, albo dopiero teraz pozwolił sobie na "rozluźnienie". Przytuliłam go mocno i płakaliśmy tak dobre kilkanaście minut. Potem on powiedział: "przepraszam, że zostawiłem cię z tym samą". To ja w jeszcze większy ryk, że nie zostawił mnie, że nawet niech tak nie mówi....:-(


Mój Z tez płakał, jak miałam iść do szpitala, w szpitalu jak się dowiedzielismy, że juz nic się nie da zrobić, jak zabierali mnie na zabieg, jak mnie przywieźli pod kroplówką, jak mnie zabierał do domu....cały czas płakał, a w domu to juz płakaliśmy razem, przytulalismy się tak bardzo mocno i płakaliśmy....
A Twój Mąż jest fantastyczny, nigdy w niego nie watp....oni cierpia tak samo jak my, albo nawet jeszcze bardzie, bo dodatkowo martwią się o nas. Mój Z powiedział, że 80 % jego łez i stresu to była właśnie z troski o mnie, bał się , że oprócz tego, ze stracił dziecko to że jeszcze może starcić mnie.
 
Cześć kochane
odebrałam wyniki - chyba nicna nich nie wyszło. Wasd gentycznych brak. Łożysko raczej też ok- jest napisane że wsteczne ogniska martwiczee- to raczej nie przyczyna tylko następstwo.
Próbuję wysłać do swojej lekarz. Zobacyzmy.

A wogóle odbieranie wyników na oddziale noworodkowym - super pomysł !!!
 
U nas było tak, że w sobotę (19.09.09) dostała jakiegoś dziwnego brunatnego plamienia. Zadzwoniłam więc do mojego gina, ale on mnie uspokoił, że skoro jest brunatne, to nie ma się czym martwić, bo się "czyszczę". Skoro tak, to siedziałam sobie spokojnie w domu. W niedziele wieczorem tak koło 20.00 zobaczyłam, ze zamiast brunatnego, leci żywa, czerwona krew. Wtedy już nie dzwoniłam, tylko zaczęłam się pakować do szpitala. Najpierw chłopcy zawieźli mnie do szpitala, a potem D musiał zawieźć Kacpra do moich rodziców i wrócić do domu, bo w poniedziałek rano musiał jechać do pracy. Więc zostałam sama na oddziale i sama na sali. Gdy mnie przyjmowali, pani doktor jeszcze w czasie USG dawała mi nadzieję, że może jeszcze da się uratować. Ale 20 minut po północy Antosia odeszła. Nie dzwoniłam do D, bo nie chciałam, by i on miał nie przespaną noc, a rano musiał wsiąść w samochód i przez cały dzień jeździć - taka praca. Zadzwoniłam dopiero koło 6 rano, kiedy wiedziałam, że już za chwilę będzie wstawał. Żałował, że nie może przyjechać. I znowu byłam sama. Moja mama nie mogła też przyjechać, bo pracowała, a mój tato został z Kacprem. Sama poszłam na zabieg i gdy z niego wróciłam, nie było obok mnie nikogo... Nawet nie miał kto po mnie przyjechać do szpitala, więc wsiadłam w autobus i pojechałam sama...
I to właśnie o tę samotność chodziło D.
 
U nas było tak, że w sobotę (19.09.09) dostała jakiegoś dziwnego brunatnego plamienia. Zadzwoniłam więc do mojego gina, ale on mnie uspokoił, że skoro jest brunatne, to nie ma się czym martwić, bo się "czyszczę". Skoro tak, to siedziałam sobie spokojnie w domu. W niedziele wieczorem tak koło 20.00 zobaczyłam, ze zamiast brunatnego, leci żywa, czerwona krew. Wtedy już nie dzwoniłam, tylko zaczęłam się pakować do szpitala. Najpierw chłopcy zawieźli mnie do szpitala, a potem D musiał zawieźć Kacpra do moich rodziców i wrócić do domu, bo w poniedziałek rano musiał jechać do pracy. Więc zostałam sama na oddziale i sama na sali. Gdy mnie przyjmowali, pani doktor jeszcze w czasie USG dawała mi nadzieję, że może jeszcze da się uratować. Ale 20 minut po północy Antosia odeszła. Nie dzwoniłam do D, bo nie chciałam, by i on miał nie przespaną noc, a rano musiał wsiąść w samochód i przez cały dzień jeździć - taka praca. Zadzwoniłam dopiero koło 6 rano, kiedy wiedziałam, że już za chwilę będzie wstawał. Żałował, że nie może przyjechać. I znowu byłam sama. Moja mama nie mogła też przyjechać, bo pracowała, a mój tato został z Kacprem. Sama poszłam na zabieg i gdy z niego wróciłam, nie było obok mnie nikogo... Nawet nie miał kto po mnie przyjechać do szpitala, więc wsiadłam w autobus i pojechałam sama...
I to właśnie o tę samotność chodziło D.


Kochana, to takie smutne co piszesz....
ale teraz juz o tym nie myśl, juz jest po tym wszystkim...terasz szykujcie Wasze serca na starnia nad kolejnym szczęsciem....i pamietaj, że takie wydarzenia bardzo zbliżają....i z cała pewnością wasza miłośc bedzie jeszcze silniejsza i piekniejsza....
 
reklama
Do góry