Witam. Miałam nadzieję, że tu nie trafię jednak niestety życie napisało mi inny scenariusz. Od grudnia 2008 przestałam zażywać tabletki anty. 18.05 zrobiłam test. Pozytywny. Zarejestrowałam się do lekarza na 26.05, na wtorek. Miał być taki piękny prezent na Dzień Matki dla mojej Mamy, która bardzo chce być już Babcią... Niestety... 24.05 dostałam plamień. Brązowych. Skąpych. 25.05 z brązowych zrobiły się czerwone, a zaraz potem z plamień zrobiło się krwawienie. Przesunęłam wizytę na poniedziałek. Badanie USG wykazało 5t2d. Orzeszek miał 6mm. Niestety miał problem z zagnieżdżeniem. Lekarz powiedział, że są małe szanse na utrzymanie, ale walczymy. Dostałam Duphaston 4x dziennie, co 6godz. Nakaz leżenia. Pobrano mi krew na beta HCG. Wynik 1427. Płomyk nadziei... 27.05 ponowne badanie beta + progesteron. Beta spadła do 222,3; progesteron niski 1,7... Diagnoza: poronienie chemiczne.
Co dalej?
Dziś gin kazał mi zrobić badania na choroby odzwierzęce (toksoplazmoza, cytomegalia i coś jeszcze - nie pamiętam), by sprawdzić czy nie w tym przyczyna. W poniedziałek wyniki.
Jeśli wyniki będą ok, od września możemy znów zacząć się starać. I wtedy od samego początku będę wspomagana Duphastonem od 16 dc do skutku. Tzn. jeśli dostanę okres - odstawiam tabletki i wracam do nich klejnego 16 dc, a jak nie dostanę okresu to biorę go dalej, robię test i... Jestem pod ścisłą kontrolą.
Póki co teraz koniec z Duphastonem. Może krwawienie się wznowi, a może nie. Zależy czy już wszystko... Hmmm... No same wiecie...
Robić kolejnych badań HCG też nie mam robić, bo gin stwierdził, że przy tak niskiej drugiej becie w porównaniu do pierwszej, mój organizm szybko zejdzie do zera. Ale ja chyba sama dla siebie jeśli nie zrobię np za 2 tyg bety, to choć test sobie kupię i siknę. A co tam...
Teraz drżę, czy nie będę miała cytomegalii. Wyczytałam gdzieś, że można się nią zarazić drogą oddechową od osób chorych. A ja w rodzinie mam jedną osobę, kobietę w zaawansowanej właśnie ciąży, która jest nosicielką. Do tej pory jakoś nie myślałam, że może być ona potencjalnym źródłem zakażenia... A teraz... Teraz wiedząc, że mogę być chora i przez to poroniłam - nie mogę sobie wybaczyć, że nie pogłębiałam tematu wcześniej. Że nie chuchałam na zimne... Chyba zwariuję do poniedziałku, nim dostanę wyniki...
Póki co czuję się jak ktoś kto dostał obuchem w łeb. Tak czekałam na te 2 kreseczki. Teraz po całej radości zostały mi 4 pozytywne testy (się zaszalało, prawda?
), zdjęcie USG i... PUSTKA...
I przerażająca i prześladująca mnie myśl, której nie mogę się pozbyć... Moje Maleństwo spłynęło do ścieków... Wiem, że nie powinnam tak się zadręczać. Ale to silniejsze ode mnie...
Na dodatek świadomość, że w rodzinie jest kobieta, która w sierpniu urodzi, a ja mam z nią częsty kontakt, po prostu mnie w tej chwili zabija...
I jeszcze jedna myśl. O tym jaki świat jest niesprawiedliwy. Tyle kobiet ma dzieci, choć nie chciało ich mieć. Czemu my, tak bardzo pragnące dziecka, jesteśmy skazywane przez życie na taki koszmar???
Pozdrawiam Was i liczę, że przyjmiecie mnie do swojego grona...