reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Ciąża Po Poronieniu

Cześć Dziewczyny, jestem z Wami od dwóch tygodni, jednak dopiero dzisiaj postanowiłam się ujawnić. Jak większość z Was nie spodziewałam się, że dane mi będzie uczestniczyć w wątku o takiej tematyce. Przejrzałam wszystkie Wasze komentarze z ostatniego roku, które trochę podniosły mnie na duchu za co chciałabym Wam podziękować. Zarejestrowałam się aby opowiedzieć Wam moją historię bo jestem pewna, że są kobiety w podobnej sytuacji do mojej i mam nadzieję, że mój wpis w jakiś sposób Wam pomoże.

Moje cykle od zawsze były jak w zegarku - książkowe 28 dni. Wszystko trwało do czasu zachorowania na słynnego wirusa, który bez wchodzenia w szczegóły mocno uderzył w mój organizm, w tym spowodował, że cykle zaczęły trwać od 22 do 32 dni - dla części lekarzy były to cykle regularne, dla części już nie. Dodatkowo w drugiej części cyklu pojawiły się u mnie plamienia, które również niby były „normalne”.

W październiku 2021 razem z mężem podjęliśmy decyzje o rozpoczęciu starań o dziecko. Do głowy nam nie przyszło, że w naszym przypadku to nie będzie takie proste, przecież wszystkim wkoło się udawało… Każdy kolejny cykl oznaczał kolejną nadzieję, doszukiwanie się objawów, robienie testów ciążowych, po czym znowu przychodził znienawidzony okres. W końcu trafiłam na lekarkę, która po raz pierwszy zleciła mi badanie hormonów. Efekt - dość niski progesteron, a połączony z plamieniami dał objawy niedomogi lutealnej. W międzyczasie zrobiłam niepierwsze już w życiu USG dopochwowe obrazujące torbiele endometrialne na jajnikach. Niedowierzanie, płacz, strach i obarczanie siebie o problemy z płodnością. Biorąc pod uwagę plamienia, endometriozę i problemy z zajściem w ciąże po raz pierwszy w lipcu 2022 otrzymałam Duphason do przyjmowania podczas dwóch najbliższych cykli. Naczytałam się wtedy, że jest to lek, który pomaga dziewczynom zajść w ciąże - mi jednak wtedy nie pomógł…

Pod koniec października 2022 postanowiłam wesprzeć nasze starania - zaczęłam przyjmować suplement wspierający płodność, a także zakupiłam żel dla par starających się o dziecko oraz kubeczek zakładany po stosunku. W najbliższym cyklu w listopadzie otrzymałam również po raz trzeci duphason.
W listopadzie 2022 po raz pierwszy zapisaliśmy się do kliniki niepłodności gdzie usłyszeliśmy wyrok endometrioza = inseminacja. Po wyjściu z kliniki powiedziałam mężowi, że już nigdy więcej tu nie wrócimy bo ja czuję, że jestem w ciąży. Mąż zaśmiał się tylko bo od roku mówiłam to co jakiś czas a ja na prawdę to czułam! Podczas badań w klinice lekarz potwierdził świeżą owulację, która musiała mieć miejsce 13/14.11 (18/19 dc), co również potwierdzały moje testy owulacyjne.

-24.11 (29 dc) spełniło się moje marzenie - po raz pierwszy na teście ciążowym zobaczyłam dwie kreski. Ogromna była to radość ale i strach spowodowany długimi staraniami. Nie wiem czy któryś z moich specyfików pomógł ale w końcu się udało!
-26.11 (31 dc) beta = 85,4, którą lekarz skomentował jako prawidłową.
-10.12 pierwsze usg, gdzie widać było piękny pęcherzyk ciążowy z pęcherzykiem żółtkowym jednak bez zarodka… Lekarz stwierdził, że możliwe jest to przez późną owulacje.
W międzyczasie doszły lekkie objawy ciąży (w dalszym ciągu byłam na duphasonie).
-23.12 drugi najpiękniejszy dzień w życiu. Na ekranie monitora zobaczyłam nasze dzieciątko z pięknym serduszkiem. Był to najpiękniejszy widok w moim życiu. Co prawda lekarz ocenił ciąże na 6+2, (CRL=0,57 cm), a według moich obliczeń po owulacji powinna być około 1-1,5 tygodnia starsza ale lekarz powiedział, że jest to młodziutka ciąża, a dzidziuś potem nadrabia. Od tego dnia zmiana duphason na luteinę. Po powrocie do domu rzeczywiście zaczęłam czytać, że dzidziuś do kolejnego usg najczęściej rośnie adekwatnie do swojego rzeczywistego wieku. Znalazłam jednak również, że ciałko żółtkowe u mnie na poziomie 0,63 cm jest górną granicą, a jeszcze wyższe może wskazywać na wady genetyczne. Dodatkowo tętno 100 również jest dość niskie. Wtedy nastał płacz i przerażenie. No ale dzieciątko jest małe, na pewno jeszcze podrośnie i będzie wszystko dobrze, musi być.
-29.12 progesteron 12,7 - niby w normie ale mógłby być większy, dalsze przyjmowanie luteiny
-3.01 kolejne usg, tym razem w innym miejscu z prywatnego pakietu. Niestety trafiłam na lekarkę ze starym sprzętem, na którym praktycznie nic nie było widać… Bardzo długo szukała dzidziusia, a gdy w końcu go znalazła oceniła ciąże na 6+1 (tętno 120). Tysiące myśli… Chwila jak to?!?!?! Przecież ta ciąża jest starsza, według ostatniego usg powinno dziś być 7+6. Uznałam, że to kwestia starego sprzętu i że już więcej tam nie wrócę.
-12.01 wizyta u położnej na założenie karty ciąży <3 Powiedziałam, że objawy dalej towarzyszą, ale jak na ciąże na prawdę czuje się znakomicie! Dwie godziny później nagłe brązowe plamienie. Przeczytane tysiące stron, na których zdania były podzielone. Część mówiła, że plamienia w ciąży są normalne, część, że zwiastują najgorsze. Nagle doszedł dyskomfort (nie ból) w podbrzuszu. Tego samego dnia wizyta u pierwszego lepszego lekarza. USG trwało w nieskończoność, ale ja już widziałam… Maluch nie ruszał się, a jego serduszko nie biło… Ciąża zatrzymana na 6+1… Ogromny ból, najgorszy w życiu. Pilne skierowanie do szpitala. Plamienie powoli zamieniało się w lekkie krwawienie.
W szpitalu potwierdzono zatrzymanie ciąży w 6+, gdzie na ten dzień powinnam być w 9+… „Zarodek już zaczął się zapadać”. W całym tym nieszczęściu trafiłam na cudowny personel, choć sam pobyt w szpitalu pamiętam jak przez mgłę. Bolało, bardzo bolało i psychicznie i fizycznie. Dziewczyny, nie bójcie się prosić o środki przeciwbólowe, ja akurat miałam wspaniałe położne, które mi pomagały. Udało się uniknąć łyżeczkowania.
Kolejnego dnia powrót do domu i ta ogromna pustka. Dla męża również to był horror, jednak dał mi ogromne wsparcie i to dzięki niemu w końcu wstałam z łóżka. Plamienie i krwawienie trwało łącznie 13 dni, ból brzucha 8 dni.

Co dalej?
-Pomimo, że w moim życiu trafiałam na wielu lekarzy, w końcu trafiłam na tego, któremu ufam bezgranicznie. Miałam myśli, że mógł powiedzieć, że YS jest całkiem duże, a tętno małe, jednak po przemyśleniach uważam, że to tylko nastraszyłoby mnie, a ja umierałabym ze stresu do kolejnego usg. Mam tylko za złe lekarce z pakietu medycznego, która 3.01 dopatrzyła się tętna, którego już wtedy nie mogło być…
-Powróciłam do przyjmowania suplementów, mąż również zaczął przyjmować. Dbamy o zdrowie odżywianie i nawodnienie.
-Po wielu przemyśleniach wiem, że muszę zapisać się do specjalisty. Strata dziecka jest dla mnie traumą na całe życie, o której nigdy nie zapomnę. Aby jednak móc się w pełni podnieść potrzebuje pomocy specjalisty. Tym bardziej w przypadku zajścia w kolejną ciąże, wiem, że będę bardzo bardzo się bała stąd potrzebuje wsparcia aby nie ześwirować.
-Badania. Mój lekarz stwierdził, że jego zdaniem na tym etapie nie ma sensu za nie płacić, bo w większości przypadków poronienia spowodowane są wadami genetycznymi, które rzadko potem się powtarzają. Wiem, że ma rację, jednak my chcemy mieć pewność, aby nie dopuścić kolejny raz do takiej sytuacji. Drugi raz tego nie przeżyję. Planujemy wykonać badania kariotypu oraz na trombofilię i zespół antyfospolipidowy.
-Starania. W ostatnim tygodniu byłam na wizycie u lekarza, który potwierdził, że wszystko bardzo ładnie się oczyściło i nie widzi przeciwwskazań przed kolejnymi staraniami. My już wiemy, że nie chcemy czekać. Pomimo, że serce wciąż krwawi, a głowa nigdy nie zapomni, najlepszym lekiem będzie dla nas nasze dzieciątko.

Zachęcam wszystkie anonimowe czytelniczki do podzielenia się swoją historią. Mam nadzieję, że dzięki temu będzie choć trochę łatwiej wspólnie przeżyć najgorszy czas w życiu.

Pozdrawiam, Niedoszła Mama z sierpnia 2023.
 
reklama
Dodam jeszcze Dziewczyny, że mój dość niski progesteron był skutkiem nie przyczyną problemu z ciążą. I dodatkowo w całej mojej tragedii ziarenkiem szczęścia jest to, że jednak jestem płodna. Trzymajcie za nas kciuki, proszę…
 
Hej :) jestem tu nowa!
Niestety pierwsza ciąże poroniłam samoistnie w 6 tygodniu w listopadzie. Udało się znów zajść aktualnie 5+5 i lekko wariuje bo na razie brak jakiś konkretnych objawów i ból oraz powiększone piersi tez jakoś odpuściły :/ jestem na euthyrox oraz lekarz kazał kontynuować branie bromocornu bo miałam podwyższą prolaktyne w grudniu. Wizytę mam dopiero 13.02 a jak u was z tymi objawami?
 
Hej :) jestem tu nowa!
Niestety pierwsza ciąże poroniłam samoistnie w 6 tygodniu w listopadzie. Udało się znów zajść aktualnie 5+5 i lekko wariuje bo na razie brak jakiś konkretnych objawów i ból oraz powiększone piersi tez jakoś odpuściły :/ jestem na euthyrox oraz lekarz kazał kontynuować branie bromocornu bo miałam podwyższą prolaktyne w grudniu. Wizytę mam dopiero 13.02 a jak u was z tymi objawami?
Nasze organizmy są tak różne, że u każdego ciąża może przebiegać w odmienny sposób. Znam wiele osób, które od początku ciąży czuły się fatalnie ale też i takie, które praktycznie nie miały żadnych objawów. U mnie objawy zaczęły ustępować dopiero około 3 tygodni po zatrzymaniu ciąży. Trzymam kciuki aby u Ciebie wszystko było pomyślnie, dawaj znać! :)
 
Cześć Dziewczyny, jestem z Wami od dwóch tygodni, jednak dopiero dzisiaj postanowiłam się ujawnić. Jak większość z Was nie spodziewałam się, że dane mi będzie uczestniczyć w wątku o takiej tematyce. Przejrzałam wszystkie Wasze komentarze z ostatniego roku, które trochę podniosły mnie na duchu za co chciałabym Wam podziękować. Zarejestrowałam się aby opowiedzieć Wam moją historię bo jestem pewna, że są kobiety w podobnej sytuacji do mojej i mam nadzieję, że mój wpis w jakiś sposób Wam pomoże.

Moje cykle od zawsze były jak w zegarku - książkowe 28 dni. Wszystko trwało do czasu zachorowania na słynnego wirusa, który bez wchodzenia w szczegóły mocno uderzył w mój organizm, w tym spowodował, że cykle zaczęły trwać od 22 do 32 dni - dla części lekarzy były to cykle regularne, dla części już nie. Dodatkowo w drugiej części cyklu pojawiły się u mnie plamienia, które również niby były „normalne”.

W październiku 2021 razem z mężem podjęliśmy decyzje o rozpoczęciu starań o dziecko. Do głowy nam nie przyszło, że w naszym przypadku to nie będzie takie proste, przecież wszystkim wkoło się udawało… Każdy kolejny cykl oznaczał kolejną nadzieję, doszukiwanie się objawów, robienie testów ciążowych, po czym znowu przychodził znienawidzony okres. W końcu trafiłam na lekarkę, która po raz pierwszy zleciła mi badanie hormonów. Efekt - dość niski progesteron, a połączony z plamieniami dał objawy niedomogi lutealnej. W międzyczasie zrobiłam niepierwsze już w życiu USG dopochwowe obrazujące torbiele endometrialne na jajnikach. Niedowierzanie, płacz, strach i obarczanie siebie o problemy z płodnością. Biorąc pod uwagę plamienia, endometriozę i problemy z zajściem w ciąże po raz pierwszy w lipcu 2022 otrzymałam Duphason do przyjmowania podczas dwóch najbliższych cykli. Naczytałam się wtedy, że jest to lek, który pomaga dziewczynom zajść w ciąże - mi jednak wtedy nie pomógł…

Pod koniec października 2022 postanowiłam wesprzeć nasze starania - zaczęłam przyjmować suplement wspierający płodność, a także zakupiłam żel dla par starających się o dziecko oraz kubeczek zakładany po stosunku. W najbliższym cyklu w listopadzie otrzymałam również po raz trzeci duphason.
W listopadzie 2022 po raz pierwszy zapisaliśmy się do kliniki niepłodności gdzie usłyszeliśmy wyrok endometrioza = inseminacja. Po wyjściu z kliniki powiedziałam mężowi, że już nigdy więcej tu nie wrócimy bo ja czuję, że jestem w ciąży. Mąż zaśmiał się tylko bo od roku mówiłam to co jakiś czas a ja na prawdę to czułam! Podczas badań w klinice lekarz potwierdził świeżą owulację, która musiała mieć miejsce 13/14.11 (18/19 dc), co również potwierdzały moje testy owulacyjne.

-24.11 (29 dc) spełniło się moje marzenie - po raz pierwszy na teście ciążowym zobaczyłam dwie kreski. Ogromna była to radość ale i strach spowodowany długimi staraniami. Nie wiem czy któryś z moich specyfików pomógł ale w końcu się udało!
-26.11 (31 dc) beta = 85,4, którą lekarz skomentował jako prawidłową.
-10.12 pierwsze usg, gdzie widać było piękny pęcherzyk ciążowy z pęcherzykiem żółtkowym jednak bez zarodka… Lekarz stwierdził, że możliwe jest to przez późną owulacje.
W międzyczasie doszły lekkie objawy ciąży (w dalszym ciągu byłam na duphasonie).
-23.12 drugi najpiękniejszy dzień w życiu. Na ekranie monitora zobaczyłam nasze dzieciątko z pięknym serduszkiem. Był to najpiękniejszy widok w moim życiu. Co prawda lekarz ocenił ciąże na 6+2, (CRL=0,57 cm), a według moich obliczeń po owulacji powinna być około 1-1,5 tygodnia starsza ale lekarz powiedział, że jest to młodziutka ciąża, a dzidziuś potem nadrabia. Od tego dnia zmiana duphason na luteinę. Po powrocie do domu rzeczywiście zaczęłam czytać, że dzidziuś do kolejnego usg najczęściej rośnie adekwatnie do swojego rzeczywistego wieku. Znalazłam jednak również, że ciałko żółtkowe u mnie na poziomie 0,63 cm jest górną granicą, a jeszcze wyższe może wskazywać na wady genetyczne. Dodatkowo tętno 100 również jest dość niskie. Wtedy nastał płacz i przerażenie. No ale dzieciątko jest małe, na pewno jeszcze podrośnie i będzie wszystko dobrze, musi być.
-29.12 progesteron 12,7 - niby w normie ale mógłby być większy, dalsze przyjmowanie luteiny
-3.01 kolejne usg, tym razem w innym miejscu z prywatnego pakietu. Niestety trafiłam na lekarkę ze starym sprzętem, na którym praktycznie nic nie było widać… Bardzo długo szukała dzidziusia, a gdy w końcu go znalazła oceniła ciąże na 6+1 (tętno 120). Tysiące myśli… Chwila jak to?!?!?! Przecież ta ciąża jest starsza, według ostatniego usg powinno dziś być 7+6. Uznałam, że to kwestia starego sprzętu i że już więcej tam nie wrócę.
-12.01 wizyta u położnej na założenie karty ciąży <3 Powiedziałam, że objawy dalej towarzyszą, ale jak na ciąże na prawdę czuje się znakomicie! Dwie godziny później nagłe brązowe plamienie. Przeczytane tysiące stron, na których zdania były podzielone. Część mówiła, że plamienia w ciąży są normalne, część, że zwiastują najgorsze. Nagle doszedł dyskomfort (nie ból) w podbrzuszu. Tego samego dnia wizyta u pierwszego lepszego lekarza. USG trwało w nieskończoność, ale ja już widziałam… Maluch nie ruszał się, a jego serduszko nie biło… Ciąża zatrzymana na 6+1… Ogromny ból, najgorszy w życiu. Pilne skierowanie do szpitala. Plamienie powoli zamieniało się w lekkie krwawienie.
W szpitalu potwierdzono zatrzymanie ciąży w 6+, gdzie na ten dzień powinnam być w 9+… „Zarodek już zaczął się zapadać”. W całym tym nieszczęściu trafiłam na cudowny personel, choć sam pobyt w szpitalu pamiętam jak przez mgłę. Bolało, bardzo bolało i psychicznie i fizycznie. Dziewczyny, nie bójcie się prosić o środki przeciwbólowe, ja akurat miałam wspaniałe położne, które mi pomagały. Udało się uniknąć łyżeczkowania.
Kolejnego dnia powrót do domu i ta ogromna pustka. Dla męża również to był horror, jednak dał mi ogromne wsparcie i to dzięki niemu w końcu wstałam z łóżka. Plamienie i krwawienie trwało łącznie 13 dni, ból brzucha 8 dni.

Co dalej?
-Pomimo, że w moim życiu trafiałam na wielu lekarzy, w końcu trafiłam na tego, któremu ufam bezgranicznie. Miałam myśli, że mógł powiedzieć, że YS jest całkiem duże, a tętno małe, jednak po przemyśleniach uważam, że to tylko nastraszyłoby mnie, a ja umierałabym ze stresu do kolejnego usg. Mam tylko za złe lekarce z pakietu medycznego, która 3.01 dopatrzyła się tętna, którego już wtedy nie mogło być…
-Powróciłam do przyjmowania suplementów, mąż również zaczął przyjmować. Dbamy o zdrowie odżywianie i nawodnienie.
-Po wielu przemyśleniach wiem, że muszę zapisać się do specjalisty. Strata dziecka jest dla mnie traumą na całe życie, o której nigdy nie zapomnę. Aby jednak móc się w pełni podnieść potrzebuje pomocy specjalisty. Tym bardziej w przypadku zajścia w kolejną ciąże, wiem, że będę bardzo bardzo się bała stąd potrzebuje wsparcia aby nie ześwirować.
-Badania. Mój lekarz stwierdził, że jego zdaniem na tym etapie nie ma sensu za nie płacić, bo w większości przypadków poronienia spowodowane są wadami genetycznymi, które rzadko potem się powtarzają. Wiem, że ma rację, jednak my chcemy mieć pewność, aby nie dopuścić kolejny raz do takiej sytuacji. Drugi raz tego nie przeżyję. Planujemy wykonać badania kariotypu oraz na trombofilię i zespół antyfospolipidowy.
-Starania. W ostatnim tygodniu byłam na wizycie u lekarza, który potwierdził, że wszystko bardzo ładnie się oczyściło i nie widzi przeciwwskazań przed kolejnymi staraniami. My już wiemy, że nie chcemy czekać. Pomimo, że serce wciąż krwawi, a głowa nigdy nie zapomni, najlepszym lekiem będzie dla nas nasze dzieciątko.

Zachęcam wszystkie anonimowe czytelniczki do podzielenia się swoją historią. Mam nadzieję, że dzięki temu będzie choć trochę łatwiej wspólnie przeżyć najgorszy czas w życiu.

Pozdrawiam, Niedoszła Mama z sierpnia 2023.
Jakbym czytała o sobie. Też jestem niedoszłą sierpniówką 2023. Za mną dwa bardzo wczesne poronienia - 5 i 6 tydzień. Teraz trzecie. Owulacja około 27.11, pierwszy pozytywny test ciążowy 9.12.2022. Na pierwszym badaniu dwa pęcherzyki - zwariowaliśmy ze szczęścia. Za tydzień jeden, ale ponoć często się zdarza, że jeden zanika. Trudno. Wg usg 5 tydzień, wg mnie 6+2. Kolejny tydzień, wg mnie 7+2 gdzieś mignięte serce. Kolejny wg lekarza 6+1, wg mnie 8+2. Pytam, czy się nie rozwija. Lekarz mówi, że owulacja była później. Niemożliwe, bo wtedy były już testy ciążowe pozytywne. Za kolejny tydzień, wg mnie 9+2, wg lekarza 6+4. Za tydzień poszłam do innego. Wg mnie prawie 10 tydzień, wg usg 8+3, widziałam szybko bijące serduszko i ruszającego się zarodka. Trochę się uspokoiłam, ale ciągle mi się nie zgadzały te dni. Lekarze uciszali moją intuicję, a ja wiedziałam, że coś jest nie tak, że nie rośnie. Wiedziałam kiedy była owulacja, bo znam siebie, a nikt mi nie wierzył. W poprzednią niedzielę miałam odrobinę brązowego śluzu. Niedużo no i brązowy, więc wszędzie piszą, ze to nic... Wg mnie kończył się 11 tydzień, we wtorek miałam mieć wizytę u lekarza. W poniedziałek poszłam do szefowej powiedzieć,że jestem w ciąży. Serdecznie się ucieczyła i mnie wyściskała. Było to przed 13. O 13 byłam w domu. Myślałam, że się zsikałam. Poszłam do łazienki, w majtkach było mnóstwo krwi, pełno skrzepów... Po przyjeździe do szpitala ciąża była obumarła, zatrzymała się około 8 tygodnia. Dostałam tabletki dopochwowe i w środę wyszłam do domu. I tyle się nacieszyłam moją dzidzią...
 
Z badań, które robiłam przed ciążą pozytywne było ANA1 i ANA2 i teraz chyba od nowa się za to wezmę. Zaczęliśmy się leczyć w Gamecie. Teraz chyba powrócę do badań
 
Dodam jeszcze Dziewczyny, że mój dość niski progesteron był skutkiem nie przyczyną problemu z ciążą. I dodatkowo w całej mojej tragedii ziarenkiem szczęścia jest to, że jednak jestem płodna. Trzymajcie za nas kciuki, proszę…
bardzo mi przykro. Już ostatnio zaczynałam czytać twoja historię ale nie skończylam. Dziś doczytałam do końca.
Bardzo ważne jest to ci piszesz na końcu: ziarenkiem szczęścia jest to że jesteś plodna.
Widać że jesteś silna osoba i mimo całego ogromu nieszczęścia, który was spotkal patrzysz z nadzieją w przyszlosc. I to jest siła, doszukać się pozytywu, który będzie trzymał nas przy życiu.
Ja też zawsze, niezależnie co mnie spotykało złego uważałam że inna mają gorzej, że nie mogę sie użalać, że muszę jakiś pozytyw znaleźć.
I to nie jest tak, że człowiek tłamsi to w sobie, bo trzeba to przegadać ale trzeba też mieć nadzieję.
Trzymam za was kciuki💪
Hej :) jestem tu nowa!
Niestety pierwsza ciąże poroniłam samoistnie w 6 tygodniu w listopadzie. Udało się znów zajść aktualnie 5+5 i lekko wariuje bo na razie brak jakiś konkretnych objawów i ból oraz powiększone piersi tez jakoś odpuściły :/ jestem na euthyrox oraz lekarz kazał kontynuować branie bromocornu bo miałam podwyższą prolaktyne w grudniu. Wizytę mam dopiero 13.02 a jak u was z tymi objawami?
nie sugeruj się objawami. Ja w każdej ciąży czułam się inaczej. Ale praktycznie nie miałam objawów, a zanik objawow nie świadczył o czymś złym.
 
reklama
bardzo mi przykro. Już ostatnio zaczynałam czytać twoja historię ale nie skończylam. Dziś doczytałam do końca.
Bardzo ważne jest to ci piszesz na końcu: ziarenkiem szczęścia jest to że jesteś plodna.
Widać że jesteś silna osoba i mimo całego ogromu nieszczęścia, który was spotkal patrzysz z nadzieją w przyszlosc. I to jest siła, doszukać się pozytywu, który będzie trzymał nas przy życiu.
Ja też zawsze, niezależnie co mnie spotykało złego uważałam że inna mają gorzej, że nie mogę sie użalać, że muszę jakiś pozytyw znaleźć.
I to nie jest tak, że człowiek tłamsi to w sobie, bo trzeba to przegadać ale trzeba też mieć nadzieję.
Trzymam za was kciuki💪
nie sugeruj się objawami. Ja w każdej ciąży czułam się inaczej. Ale praktycznie nie miałam objawów, a zanik objawow nie świadczył o czymś złym.

Dziękuję Ci za wsparcie i kciuki, baaardzo są potrzebne. Sama byłabym słabsza ale mam ogromne wsparcie w mężu, który nie pozwala mi się załamywać. W najbliższym tygodniu mam umówioną wizytę u hematologa, sprawdzimy się z każdej strony i będziemy starać się nie dopuścić do podobnej sytuacji w przyszłości - jeśli oczywiście strata wynika z jakichś problemów zdrowotnych. Tylko to w nas zostało, nadzieja, że będzie dobrze i będziemy mieć w końcu nasze kochane długo wyczekiwane dzieciątko...

Ale powiem Wam Dziewczyny, że przez ten weekend schizuję :/ 20.01, jeszcze podczas krwawienia po poronieniu, byłam u lekarza, który w USG stwierdził, że wszystko ładnie się oczyściło i endometrium wróciło do odpowiednich rozmiarów. Od 1.02 do 3.02 (19-21 dc licząc od poronienia) miałam niewielkie plamienie. 2.02 byłam na wizycie u drugiego ginekologa, który stwierdził, że endometrium jest jakieś powiększone i aby przyjść po okresie. Od tego dnia (20 dc) mam też ogromny ból piersi i delikatny podbrzusza (piersi bolały mnie wcześniej tylko dwa razy w życiu - raz przed jakimś okresem i drugi raz od początku ciąży). Te dolegliwości ciągną się dalej (dzisiaj 23 dc.). Wczoraj z rana zrobiłam test ciążowy, na którym wyszedł cień cienia. Dzisiaj znowu, a cień cienia jakby bardziej widoczny niż wczoraj. Wiem, że w dalszym ciągu może opadać mi beta po poronieniu no ale wiecie, plamienie, powiększone endometrium, ból piersi i podbrzusza, jakieś cienie - głupia narobiłam sobie nadziei... :(
 
Do góry