Ja poroniłam jakoś w w 6 tygodniu, poronienie zatrzymane i chodziłam z obumarłą ciążą jakieś 3 tygodnie. Byłam u lekarza w 6 tyg. serduszko zarodka biło, po 2 tygodniach lekarz stwierdził, że ciąża się nie rozwija, z 0,40cm zarodek miał wtedy 0,42cm. Dostałam skierowanie na szpital, ale postanowiłam, że poczekam w domu, że chcę to zrobić w domu, przeżyć to sama, płakać, wyć i przejść swoją żałobę. Po kilku dniach jak odstawłam duphaston zaczęły się plamienia, krwawienia i skurcze. Całe poronienie trwało może od 7 do 9 dni, bóle były, ale do zniesienia. Ja właśnie psychicznie czuję się dobrze z tym, że przeszłam przez to sama, we własnych domu, ze wsparciem męża i bez oceniania czy współczucia innych (kobiet, lekarzy, pielęgniarek) Nie wiem jakby to było gdybym poroniła więcej razy. Na ten moment straciłam jedną ciążę, z pierwszej mam zdrową córkę a co do obecnej ciąży to dowiem się za 9 dni.. Strach ciągle jest, ale jestem dobrej myśli. Na następnej wizycie powinnam być w 16 tygodniu.. Dzisiaj jest 14+6. Ruchów nie czuję, za to miewam lekki nacisk na nerw kulszowy, skoki hormonów i często chce mi się płakać.. Poronienie strasznie odbija się na psychice, ale liczę na to, że każdej z nas uda się doczekać szczęśliwego zakończenia.