Hej Dziewczyny, żałuję, że nie trafiłam na to forum wcześniej
W zeszły poniedziałek poroniłam w domu. Dziecko przestało się rozwijać w 7 tygodniu, o czym dowiedziałam się w 9 tygodniu przy wizycie. Samo poronienie nazwałabym wyjątkowo traumatycznym przeżyciem i dopiero teraz, po tym co się stało, jestem w stanie z pełną empatią zrozumieć inne kobiety. Gdybym wiedziała, co oznacza ronienie w domu, z jakim bólem fizycznym i psychicznym się wiąże, być może zdecydowałabym się świadomie na łyżeczkowanie.
Na dzisiejszej wizycie u lekarza dowiedziałam się, że pomimo tego, że pęcherzyk i wszystkie większe elementy się usunęły, wciąż pozostały "resztki", głównie krew, których mam się spodziewać razem z miesiączką.
Miesiączki przed ciążą były rzadkie, wysoki poziom prolaktyny, zbijany bromergonem, dhupaston na wywołanie itd. Być może, bazując na swoim doświadczeniu, będziecie w stanie pomóc mi zrozumieć, czy szanse na zajście w ciąże w obecnej sytuacji są? Czy bez miesiączki, która nie wiadomo kiedy nadejdzie, nie ma o czym mówić?
Wiem, że nie powinno się szukać pocieszenia w kolejnej ciąży, ale czasami tylko myśl o tym daje mi jako takie ukojenie. Będę wdzięczna za pomoc