katrina13
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 21 Grudzień 2020
- Postów
- 2 459
Czytam te wasze historie i każda taka smutnaWiecie co, ale postawcie się z drugiej strony. Dowiedziałybyscie się w pracy że koleżanka jest w ciąży. Nie wiem jak Wy, ale ja bym pogratulowała. Ale gdybym wiedziala od innych że poroniła pewnie spytałabym: Bardzo mi przykro, jak się czujesz?. Bo jakoś zachować się trzeba. Mamy udawać, że nic się nie stało? Przecież jeśli koleżance umiera ktoś bliski to złożenie choćby oficjalnych kondolencji jest normalne.
Osobiście uważam, że ludzie nie chcą źle. Kiedy mnie pytano, jak się czuje moje dziecko, i czy urodziłam chłopca czy dziewczynkę, a ja musiałam odpowiedzieć że dziecko umarło, to wszyscy nie wiedzieliśmy jak się potem wobec siebie zachować (urodziłam w 39tc, długo pracowałam z widocznym brzuchem) Taka osoba mnie wtedy przepraszała, ale szczerze za co? Przecież mówimy takie rzeczy z grzeczności, z sympatii. A współczucie w takich przypadkach jest szczere.
Przez takie unikanie tematu poronienie w naszym kraju jest tabu. Niepełnosprawność czy inna choroba dziecka to samo. A już śmierć noworodka jest dla społeczeństwa szokiem.
Gdy mnie pytano jak się czuję, mówiłam że mam lepsze i gorsze dni. W pracy bardzo często wiedzą szybciej niż rodzina, to wynika często z naszych obowiązków zawodowych.
Oczywiście nie mówię, że trzeba wszystkim od razu ogłaszać że jest się w ciąży. Ale z drugiej strony nie ma "bezpiecznego" momentu kiedy to zrobić.
Ja jestem tego samego zdania co koleżanka powyżej, jakos potrafiłam przyjąć na klatę pytania innych w pracy, jak się czuje i jak dziecko, ale to pewnie ze zbiegu historii.....
Rodzice szczepili się w grupie 0, mama źle się czula po 2 dawce, trafila do szpitala w niedzele, to był marzec.
Ja dopiero co się dowiedziałam o ciąży, bylam na becie, u gin widoczny pęcherzyk, no wszytsko pięknie, zaszlam po 2 stymulacji.
Telefon w czwartek ze szpitala, mama dostala udadu pnia mózgu, jedziemy do szpitala się z nią pożegnać.....
Przeryczalam cały wieczór, w drodze do szpitala z braćmi i ojcem, tata tak strasznie wygadywal, że to już koniec, że jej nie odratuja i wgl....
Nie wytrzymałam i powiedzialam, żeby przestał tak mowil i nas stresować wszystkich, bo jestem w ciąży, k****, no lepszych okoliczności nie mogłam sobie wymarzyć, żeby powiadomić o ciąży
Tata się rozpłakał. Ja wzielam wolne, ryczałam cały weekend, mama miała zabieg w czwartek późnym wieczorem, tak bardzo płakałam, że już nigdy się nie dowie, że będzie babcia....
Mąż mnie uspokajał, nie mogłam się uspokoić, pilam mnóstwo melisy, bo co mogłam innego zrobić, tak mnie brzuch bolał z nerwów.....
Zabronili mi isc do szpitala z nimi, prosiłam brata aby powiedzial mamie....
To był okres, gdzie nie wpuszczali nikogo na oddział, chyba, że było zagrożenie życia.
Mama nie podejmowała funkcji oddechowej, leżała pod respiratorem, brat jej mowil, że zostanie babcią, podono rzucała się po łóżku, próbowała oderwać wszystkie rurki
Strasznie to wspominam, to były najgorsze dni w moim życiu.
I wiecie co, stal się cud.... mamę już w poniedziałek odpięli od respiratora...... zaczela sama oddychać ❤
Nerwy puściły, ale mysli co dalej, jak będzie funkcjonować, czy na wózku, czy jak, matko boska.
I we wtorek już ja pionizowali a w środę już z nia nawet rozmawiałam przez tel
Boże, spełniło się moje marzenie, mama się dowiedziala, że zostanie babcia
Mama wyszła z udaru pnia mózgu bez szwanku... zgosilismy to jako cud, po mszach u św Faustyny w Krakowie w lagiewnikach... choć szczerze mówiąc, do bardzo pobożnych nie należymy, praktycznie nikt nie chodzi w niedziele do kościoła, ale ja tam czuje czasem taka potrzebę i modlitwy tez.
Opiekowałam się nią po jej wyjściu, miałam wizytę u gin, serduszko biło i pojawił się drugi pęcherzyk pusty
Gdy mama wyszła ze szpitala, bylam tez na l4, poprosiłam lekarza w sumie, bo mialam przed sobą mega trudny egzamin państwowy i chcialam się chwilkę jeszcze przygotować, pamiętam jak się stresowalam...
Nauka, przepytki, wyjazd do Warszawy, zdalam pisemny i poszlam na ustny, tak mnie nerwy zjadały przez te dni, brzuch mnie z nerwów bolał
Raptem 3 czy 4 dni po egzaminie mialam wizytę u ginekologa - ciaza się nie rozwija.
Dostałam skierowanie do szpitala, na drugim dzień poszlam, w ciągu jednego dnia było po wszystkim, na nastepny dzień wyszłam.
Pielęgniarki do rany przyłóż, nawet psycholog zagladal, opieka cudowna poroniłam na samym początku, chyba 8, 9 tydzień.
W pracy wszyscy o wszystkim wiedzieli, szkoda, że poronienia to taki temat tabu, choć wiadomo, że nie uśmiechało mi się każdemu odpowiadać po gratulacjach, że nie jestem już w ciazy, ale dalam jakos radę.
Mama wróciła do zdrowia, już pracuje od czerwca z powrotem