M
Ma_k
Gość
Nawet nie wiem od czego zacząć. Czułam się coraz gorzej z każdym dniem coraz wyższa temperatura, większy kaszel, nie byłam w stanie jeść, samodzielnie pójść do łazienki. Gorączka dochodziła do 39stopni. Codziennie miałam teleporady, zaproponowane leczenie nie przynosiło ulgi. Wegetowałam. Wczoraj dostałam takich duszności, że mąż dzwonił na pogotowie, oczywiście go zbywali tekstami, że saturacja 93 to bardzo ładna saturacja, że nawet 80 to dobra saturacja. Mąż nie odpuścił przyjechali ratownicy medyczni i stwierdzili, że muszę jechać do szpitala. Dyspozytor kazał im zawieźć mnie do Narutowicza i znowu do tej przeklętej izolatki. Na miejscu okazało się, że Narutowicz nie chciał mnie przyjąć i czekałam w karetce pod tlenem 3h. Odesłali karetke do Szpitala Uniwersyteckiego, gdzie też nie chcieli mnie przyjąć bo miałam być przyjęta w Narutowiczu. W końcu się zlitowali, odpowiednio się mną zajeli. Od razu dostałam kroplówki, zatrzymali mnie na oddziale, cały czas jestem pod tlenem, strasznie mnie dusi kaszel, nie mogę jeść, nie mogę się podnieść. Mam zmiany na płucach, mam dostac antybiotyk, sterydy i przeciwzakrzepowe w zastrzykach. Zarodek żyje, urósł - ma 17mm, miałam usg przez powłoki brzuszne. Ja się czuje najgorzej. Teraz dostałam jedzenie ale podnieść się nie mogę, każdy najmniejszy ruch powoduje atak duszności taki jakbym miała wypluć płuca.