Cześć, postanowiłam się tu przywitać bo chyba potrzebuje wiedzy i wsparcia do dalszego działania.
W tym roku mam 30 lat i za mną dwa poronienia...
Pierwsze w 2019 roku jakiś 7 tydzień może 6+5 ciężko określić bo miałam wtedy jedna wizytę i na usg crl jak 5+5 a tydzień później na wakacjach 3000 km od domu zaczęło się najpierw plamienie, a później krwawienie.
Drugie poronienie teraz. 30.04 na wizycie kontrolnej miał być 10+2 tc, a okazało się, że serduszko już nie bije (w 7+1 wszystko było ok) i ciąża zatrzymała się na 8+5.
Tego samego dnia po 23 miałam zabieg łyżeczkowania macicy.
Odpoczywam w domu i próbuje poczuć, że mam na coś wpływ.
Wiem, że problemem może być budowa mojej macicy (najpierw zdiagnozowana jako jednorozna z rogiem szczątkowym po lewej stronie, później jako podwójna. Na histeroskopii nie znaleziono żadnego połączenia tej lewej części z jamą macicy, ale w jakiś sposób ten niby róg szczątkowy co miesiąc się oczyszcza. W tej ciąży co dziwniejsze owulacja na milion procent była z lewego jajnika).
Postanowiliśmy po pierwszej @ przebadać mnie pod kątem trombofilii, mojemu partnerowi nasienie (chociaż lekarze mówią, że jak zachodzimy w ciążę to tam nie ma problemu) oraz zbadać kariotyp.
Jeśli nie znajdziemy tam przyczyny mam w planach położyć się na stół na laparoskopie żeby wreszcie porządnie zdiagnozować co jest z moją macicą.
Czy jest jeszcze coś co możemy teraz zrobić / zbadać?
Jak żyć żeby nie zwariować i nie umrzeć ze strachu przed kolejną stratą?
Czy możecie polecić jakiegoś lekarza z prawdziwego zdarzenia w okolicy Poznania?
Mam też kilka pytań co wolno, a czego nie po łyżeczkowaniu bo w szpitalu nie dowiedziałam się właściwie nic, a takiego upokorzenia i traktowania pacjenta jak problem nie widziałam chyba nigdy.