Cześć dziewczyny, jestem tu nowa. Niestety jestem po poronieniu. Chciałam się z Wami podzielić moją historią i razem wspólnie starać się o kolejną ciążę. Mam pcos. W pierwszą ciążę udało nam się zajść po 3 latach starań. Synek ma teraz 8 lat. Tamta ciąża bez żadnych komplikacji, bez objawów, jedynie na początku bolały mnie piersi. I teraz w styczniu 2019 roku udało nam się praktycznie bez niczego zajść w ciążę. Brałam tabletki wspomagające, ale nie leczyłam się aż tak, z monitorowaniem cykli, jak za pierwszym razem. Trwało to bardzo długo, bo nie zabezpieczaliśmy się ok. 6-7 lat. No, ale niestety pech chciał, że ciąża obumarła w 8 tyg. wg USG. Wg okresu ciąża powinna być starsza o 3-4 tyg. co mnie martwiło od samego początku, ale miałam nadzieję, że to jednak przez te moje dłuższe cykle, pcos tak jest. Niestety 26.03. pojechałam na IP bo miałam minimalne plamienie, bez żadnych bóli itp. jak mi lekarz powiedział, że ciąża obumarła, to zaniemówiłam, płakałam, on tam jeszcze patrzył, mierzył, a ja jak najszybciej chciałam stamtąd uciec. Lekarz zapytał się czy chcę zostać na oddziale, ale wydukalam, że nie. On nie namawiał, nie powiodło, jak to może wyglądać, tylko zapytał, czy chcę poronić samoistnie, powiedziałam, że tak. Powiedział tylko, że jakbym miała silne bóle to mam wrócić. I poszłam do domu. Wcześniej słyszałam, że dużo lepiej dla organizmu jest, jak się sam oczyści. W domu tylko wydukalam do męża, że ciąża obumarła i pół nocy i ranek przepłakałam. Mąż na drugi dzień został ze mną w domu. Zaczęłam się oswajać z tą myślą. Po południu dostałam taki, jakby okres. Bez żadnych bóli. Wieczorem jak się kładłam leciało mocniej i trochę brzuch bolał, ale bez przesady. Natomiast to co zaczęło się dziać, jak się obudziłam w nocy, to jakiś koszmar. Obudziłam się i czuję, że jestem cała zalana, ale brzuch wcale mocno mnie nie bolał. Wstałam do toalety, to już w drodze leciało mi po nogach, no nic sobie pomyślałam, zaraz się umyje. Usiadłam na toalecie, czułam jak wylatują ze mnie mega duże skrzepy i w tym momencie straciłam przytomność i poleciałam całym ciężarem swoim na twarz na podłogę. To uderzenie mnie ocknęło, ale spowrotem usiadłam na toalecie. Cały łuk brwiowy obity. Przyleciał mąż, mówi choć jedziemy do szpitala. Pomagał mi wstać z toalety, a ja znów odleciałam mu. Ocknęłam się. Usiedliśmy na podłodze. Nie byłam w stanie wstać. Mąż zadzwonił po pogotowie. Przyjechali, zawieźli do szpitala. Tam oczywiście badania, a ze mnie leciało, jak z kranu, było mi wstyd, ale z drugiej strony miałam wszystko w dupie. W końcu położyli na oddział, dali tabletki poronne, żeby to się szybciej oczyściło. Dostałam kroplówkę przeciwbólową, ale ból był i tak straszny, co chwilę mocne skurcze. Do rana się przemęczylam, zrobili usg. Stwierdzili, że ładnie się oczyściło. Po czym po południu znów zrobili usg u stwierdzili, że jednak coś tam jeszcze jest i trzeba oczyścić. Już mi było wszystko jedno. Dalej ze mnie strasznie leciało, do tego brzuch strasznie bolał. Zrobili zabieg, szybko poszło i po tym od razu brzuch przestał boleć, krwawienie duuużo mniejsze. Miałam w tym samym dniu wyjść ze szpitala, ale stwierdzili, że zostawią mnie na obserwacji ze względu na to uderzenie i limo na całym oku. Po tym wszystkim taki sen mnie ogarnął, że oka nie mogłam otworzyć. Przepraszam za te wszystkie szczegóły, ale musiałam się wyżalić. Do tej pory mam limo ☹.
Czy jeszcze uda nam się zajść w ciążę i urodzić małego dzidziusia? Tak się cieszyłam. Podchodziłam do tej ciąży, że jak się uda, to fajnie, a jak nie, to trudno, ale teraz tak bardzo bym chciała, żeby się udało, żebym mogła jeszcze utulić takie maleństwo .