porcelana
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 12 Kwiecień 2018
- Postów
- 788
Do dziewczyn, które się starają. Nie wiem dlaczego nigdzie wcześniej tu o tym nie wspominałam...
My zaczęliśmy starania w wakacje 2017, a udało się w marcu 2018. Czyli nie poszło wcale tak "einfach". Oczywiście w momencie rozpoczęcia starań dopiero zaczęłam ogarniać swoje płodne dni, a wcześniej cały czas byłam przekonana, że dni płodne zaczynają się w 10 dni od rozpoczęcia okresu i trwają około 3 dni - nie pytajcie mi skąd mi się to wzięło, bo siara jak nie wiem. Wiadomo, że u każdej kobiety jest to mega indywidualny temat. Oczywiście poinstalowałam sobie jakieś magiczne apki na telefonie, które wyliczały mi, jak to mówi mój narzeczony, "dni rozpłodowe". U mnie mierzenie temperatury się nie sprawdza, bo z natury mam zawsze 37,1-4 stopni. No i kilka miesięcy i nic. Potem wjechały na tapetę testy owulacyjne, ale ja z moją niecierpliwą naturą za każdym razem wytrzaskałam wszystkie zanim cokolwiek się na nich pokazało. Byłam już o krok od tego, żeby zacząć monitorowanie cykli u ginekologa. Dałam sobie jeszcze ostatnią szansę i kupiłam mikroskop owulacyjny Geratherm OvuControl - gdzieś w internecie trafiłam na to. Zapłaciłam chyba jakieś 120-130 zł. Chodzi o to, że około owulacji i w jej trakcie w naszej ślinie kumuluje się jakiś hormon, który pod mikroskopem wytrąca się w postaci tak jakby paprotek - nie wiem, czy dobrze tłumaczę, więc najlepiej sobie sprawdźcie same. Jest to sprzęcik wielokrotnego użytku, kupowanie testów owulacyjnych co cykl koniec końców wychodzi drożej.
No i jak już to wpadło w moje ręce, to namiętnie sprawdzałam te paprotki kilka razy dziennie mniej więcej w dniach kiedy apka pokazywała mi, że powinnam mieć owulację. Przesunęło się to realnie o kilka dni i wszystko stało się jasne dla mnie. Miałam owulację zawsze później przy moich długich i nieregularnych cyklach od 30 do 42 dni.
Ja nie mówię, że tylko dzięki temu małemu mikroskopowi zaszłam w ciążę, ale dziwnych trafem udało się akurat w pierwszym cyklu, w którym dzięki niemu sprawdzałam kiedy mam owulację - według mnie do zapłodnienia musiało dojść koło 23 dnia cyklu. Teraz koleżanka też to zamówiła, bo starają się od 1,5 roku bez skutków i aż sama jestem ciekawa jak im pójdzie.
Może to jakiś sposób i warto spróbować... Ja jutro z ciekawości sobie sprawdzę, co zobaczę, bo od trzech dni pobolewa mnie brzuch jak na okres.
My zaczęliśmy starania w wakacje 2017, a udało się w marcu 2018. Czyli nie poszło wcale tak "einfach". Oczywiście w momencie rozpoczęcia starań dopiero zaczęłam ogarniać swoje płodne dni, a wcześniej cały czas byłam przekonana, że dni płodne zaczynają się w 10 dni od rozpoczęcia okresu i trwają około 3 dni - nie pytajcie mi skąd mi się to wzięło, bo siara jak nie wiem. Wiadomo, że u każdej kobiety jest to mega indywidualny temat. Oczywiście poinstalowałam sobie jakieś magiczne apki na telefonie, które wyliczały mi, jak to mówi mój narzeczony, "dni rozpłodowe". U mnie mierzenie temperatury się nie sprawdza, bo z natury mam zawsze 37,1-4 stopni. No i kilka miesięcy i nic. Potem wjechały na tapetę testy owulacyjne, ale ja z moją niecierpliwą naturą za każdym razem wytrzaskałam wszystkie zanim cokolwiek się na nich pokazało. Byłam już o krok od tego, żeby zacząć monitorowanie cykli u ginekologa. Dałam sobie jeszcze ostatnią szansę i kupiłam mikroskop owulacyjny Geratherm OvuControl - gdzieś w internecie trafiłam na to. Zapłaciłam chyba jakieś 120-130 zł. Chodzi o to, że około owulacji i w jej trakcie w naszej ślinie kumuluje się jakiś hormon, który pod mikroskopem wytrąca się w postaci tak jakby paprotek - nie wiem, czy dobrze tłumaczę, więc najlepiej sobie sprawdźcie same. Jest to sprzęcik wielokrotnego użytku, kupowanie testów owulacyjnych co cykl koniec końców wychodzi drożej.
No i jak już to wpadło w moje ręce, to namiętnie sprawdzałam te paprotki kilka razy dziennie mniej więcej w dniach kiedy apka pokazywała mi, że powinnam mieć owulację. Przesunęło się to realnie o kilka dni i wszystko stało się jasne dla mnie. Miałam owulację zawsze później przy moich długich i nieregularnych cyklach od 30 do 42 dni.
Ja nie mówię, że tylko dzięki temu małemu mikroskopowi zaszłam w ciążę, ale dziwnych trafem udało się akurat w pierwszym cyklu, w którym dzięki niemu sprawdzałam kiedy mam owulację - według mnie do zapłodnienia musiało dojść koło 23 dnia cyklu. Teraz koleżanka też to zamówiła, bo starają się od 1,5 roku bez skutków i aż sama jestem ciekawa jak im pójdzie.
Może to jakiś sposób i warto spróbować... Ja jutro z ciekawości sobie sprawdzę, co zobaczę, bo od trzech dni pobolewa mnie brzuch jak na okres.