Juz opowiadam. S czekal na swiatlach, kiedy zobaczyl, ze mala dziewczynka z plecakiem weszla na skrzyzowanie, ale z drugiej strony wyjechal samochod, kierowca nie widzial dziewczynki, bo byla bardzo mala i jechal prosto na nia, wiec S bez namyslu wyskoczyl i zatrzymal tego kierowce zanim zdarzyl uderzyc dziecko. Jak S mi to opowiadal, to rece mu sie trzesly, mowil, ze to trwalo doslownie kilkanascie sekund, ale wszystko jakby zwolnilo. Zastanawial sie nawet czy jak uderzy w dziecko to szybciej bedzie dzwonic po karetke czy zawozic samemu do najblizszego szpitala. No i ja wlasnie wierze, ze zycie za zycie i w tym cyklu uda sie nam.
Czekam z niecierpliwoscia az S wroci z pracy
ale poki co musze isc do zoologicznego po platki, bo ryby glodne placza. A tak mi sie nie chceee... do tego snieg pada.