witajcie.
jestem do "tyłu" z postami z 3 ostatnich dni...wybaczcie...choróbsko tak mnie rozłożyło,że nie miałam na nic sil...teraz został mi już tylko kaszel,ale za to Ale wzięło,narazie ma katarek i jest marudna,podaje jej juz profilaktyycznie Lipomal i czyszcze jej nosek.narazie to chyba wystarczy prawda???
agnieszkaala myśle,że wody ci się sączą...powinnaś jechać na IP żeby póżniej nie było kłopotów.mnie jak zaczeły sie wody sączyć to było tak jak opisujesz.mokro,wkładka mokra,bielizna,odrazu jechałam na IP a schodząc ze schodów mialam juz skurcze,w szpitalu jak mnie gin badał to już chlustało ze mnie.ja bym na twoim miescu nie czekała.nie wiadomo ile ci wód zostało...
przepraszam,że nie odp wiecej ale nie wiem co u kogo się działo...:-
-(...u nas jeszcze dodatkowo zrobiło sie niebezpiecznie,bo okradają komórki...
...wczoraj o 13ej zeszłam po wózek,bo szłam z Alą na spacer i o 14ej już byłyśmy z powrotem,zeszłam do komórek,patrze światła pozapalane,a jak wychodziłam to gasiłam,podchodzę do swojej komórki,a tam kłódka otwarta i ewidentnie wyglądała tak jakby ktoś ją od środka rozszerzał jakimś narzędziem...w komórce było wszystko,nic nie zginęło.pobiegłam po sasiadkę z parteru,bo byłam sama z Alą,bałam się,w dodatq nie mogłam zamknąć komórki przez tą rozwaloną kłódkę,zeszła ze mną,poprzeglądałyśmy inne komórki i łącznie naliczyliśmy 10 w którch kłodki i kneble były przepiłowane
...nic nie wyniesiono...wyglądało to tak jakby przygotowali sobie na wieczór,żeby tylko przyjść i po cichu powynosić...najlepsze w tym wszystkim jest to,że zauważyłyśmy z sąsiadką,że przy jednej ze ścian stała walizka z narzędziami,ale nie ruszałyśmy jej...ona poszła do domu,a ja z Alą na górę(była z nami też moja siostra) i wzięłam z domu nową kłodkę żeby moc zamknąć komórke,zeszłam znowu z sasiadką na dół,a tej walizki z narzędziami już nie było
...myślimy,że była to walizka złodzei i,że oni gdzieś się tam czaili i słyszeli jak rozmawiałyśmy...
masakra...wg sąsiadki spłoszyłam ich tzn jak wróciłam to oni słyszeli,że ktoś schodzi na dół i dlatego nie zdążyli zabrać narzędzi i pogasić śwaiateł tylko się schowali...a jak bym tak sama tam schodziła,bez małej?? bez wózka,po cichu??? mogła bym ich nakryć i nie wiem co by sie stało...efekt jest taki,że wózek wtachałam na 3p stoi na balkonie,a z Alą chodzimy sobie na spacerki na nóżkach.ładnie juz chodzi i zdecydowanie bardziej odpowiadają jej takie spacery:-).a wózkiem wychodzimy jak mąż jest w domu żeby nam go zniósł...podobno te włamania to nie nowość...tej sasiadce z którą byłam już 3razy obrobili komórkę...zawsze w nocy...ehhh strach i jeszcze raz strach..