Witajcie
Pierwszy raz zaglądam na ten wątek... Wcześniej nie byłam gotowa...
Otóż jestem teraz w końcu 8 tygodnia mojej trzeciej ciąży :-) Pierwszą donosiłam bez żadnych problemów, urodziłam 3 dni po terminie, w sierpniu 2010 roku. Mam teraz piękną i cudowną córeczkę Gabrysię
W sierpniu zeszłego roku stwierdziliśmy z TŻ, że najwyższa pora na drugą dzidzię no i OM miałam 18 sierpnia (w urodzinki mojej córci). Byliśmy w szoku, że tak szybko udało mi się zajść w ciążę! Beta pięknie rosła, umówiłam się do gina na pierwszą wizytę w 8 tc, ale niestety ponad tydzień wcześniej zaczęłam plamić. Potem plamienie przerodziło się w lekkie krwawienie, wizyta na izbie przyjęć, skąd odprawiono nas z kwitkiem, bo wdg usg dziecko było młodsze. Nikt nie zainteresował się krwawieniem... Zrobiłam kolejną betę, po 24 godz następną i rosła, więc pojechaliśmy na SOR do innego szpitala. Tam miły lekarz mnie wysłuchał, zbadał, wzruszył ramionami (nawet usg nie zrobił) i odesłał do domu z nakazem oszczędnego trybu życia :-( To była sobota. Całą niedzielę leżałam, brałam no-spę i luteinę, którą podrzuciła mi koleżanka. W pon pojechałam do mojego gina. Na usg serduszko dziecka biło, aczkolwiek rzeczywiście było młodsze o ok 7 dni niż wskazywała na to data OM. Gin nie widział skąd to krwawienie może być, dał zwolnienie z pracy, duphaston 2x1 i no-spę. Kontrola za 2 tyg. Około 2 dni po zaczęciu przyjmowania dupka przestałam krwawić. Jednak na wizycie kontrolnej serduszko już nie biło, a pomiar wielkości dziecka wskazywał na zatrzymanie rozwoju kilka dni po poprzedniej wizycie. Byłam załamana, choć nie zaskoczona, bo już wcześniej czułam, że tak się ta ciąża zakończy. No i potem odstawiłam dupka i tydzień czekaliśmy na samoistne poronienie. Nie nastąpiło, ja nie chciałam zabiegu, więc gin zgodził się na farmakologiczne wywołanie. 29 października było po wszystkim...
Gin kazał zaczekać z kolejnymi starankami do 4 cyklu po poronieniu. I taki był zamiar... Jednak doczekałam się tylko jednej miesiączki (26 listopada) i potem cisza. 2 stycznia zrobiłam test i 2 kreski
Od razu dostałam dupka 3x1 i no-spę, 1 wizyta 8 stycznia (gdzie było widać tylko malutki pęcherzyk- dzidzia młodsza o 2 tygodnie niż to wynika z OM) jak również nieco krwi w dnie macicy (jednak bez kontaktu z pęcherzykiem, więc gin uważa, że to pozostałość po miesiączce). Po 2 tyg kontrola- serduszko bije, wszystko ok, krew w dnie macicy dalej jest, więc gin ostrzega, że mogę poplamiać.
Kolejna wizyta czeka mnie 14 lutego. Będzie to 10 tc wdg usg... Mam ogromną nadzieję, że tym razem będzie ok, że znów usłyszę bijące serdusio... Ale ponieważ raz przeszłam stratę, to teraz mam troszkę obaw mimo wszystko. Jak sobie radzicie? Jak nie zwariować ciągle myśląc o tym czy dzieciątko żyje? Niby mam mdłości, wrażliwość na zapachy i bolące piersi, ale w poprzedniej ciąży wszystkie te objawy zniknęły dopiero po faktycznym poronieniu :-( więc nie jest to dla mnie żaden wskaźnik... Zamówiłam nawet już detektor tętna płodu, taki jak mają w gabinetach na fale usg, ale podejrzewam, że nawet jak przyjdzie w przyszłym tyg to i tak nic nie usłyszę, bo pewnie jeszcze za wcześnie
Bardzo Was proszę kobitki o wsparcie bo nie chcę się filmować... ani zwariować, a pomału dostaję kręćka