Hej mogę do was dołączyłc? Przenieść się z innego wątku? Coś o sobie - Jestem z Białegostoku, mam prawie 29 lat i jestem mamą dwóch 4-miesięcznych chłopaków urodzonych w maju. Na przełomie listopada i grudnia dowiedziałam się o ciąży, ale o podwójnej w 10 tygodniu - miałam obsuwę z wizytą lekarską. Jeszcze nie wiedziałam, ze to dwójka, miałam masakryczne mdłości, chciałam umrzeć. W 11 tygodniu pojechałam na ip bo ból brzucha był nie do ogarnięcia. Tam zbadali mnie dokładniej, okazało się, że to ciąża jednokosmówkowa dwuowodniowa, kazali się zapisać do poradni patologii ciąży co też zrobiłam. Termin był długi więc prywatnie umówiłąm się do lekarza, do którego mnie zapisali w poradni. Pięknie przedstawił wszelkie możliwe scenariusze ciąży jednokosmówkowej podsumowując "najwyżej będziecie mieli jednego zdrowego bobasa" :/ Nic nie kupowaliśmy z wyprawki. Nie wybieraliśmy imion. Nie minęły dwa tygodnie a ja znowu na ip - krwawienie. Oczywiście każda ciężarna krwawiąca myśli, że to poronienie także kolejny stres, tydzień w szpitalu, nikt konkretnego powodu krwawienia nie . podał. USG co dwa tygodnie - przed każdym usg za przeproszeniem sraczka - będzie ttts czy nie będzie?? Chłopcy na każdym usg różnili się sporo, wagowo (czasem nawet do 300 gram) ale nikt nic z tego nie robił, inne parametry były normie. Jakoś w okolicach 28 tygodnia znowu musiałam iść prywatnie, w poradni mimo, że miałam mieć usg co 2 tyg, zabrakło dla mnie miejsc, lekarz umył ręce. Poszłam do innego dra tez pracującego w szpitalu. Stwierdził 1 stopień ttts - płyny owodniowe na granicy - 2 i 8 cm czyli mało i wielowodzie. Przez tydzień zastanawiałam się z mężem co robić - szukać innego specjalisty? Czy jest sens? Na zabieg rozdzielenia łożysk i tak za późno. "Problem" rozwiązał się sam po tygodniu. W sobotę 21 maja mieliśmy gości,ci co mogli pili alkohol
w tym mój mąż. Nie zdążyłam nawet usnąć, gdzieś ok 1.30 poczułam, że robi mi się mokro, ale na wkładce było tylko trochę wilgoci. Nie dało mi to spokoju i siedziałam w oczekiwaniu na ciąg dalszy na sedesie z 15 min no i doczekałam się - wody chlusnęły. Obudziłam męża, nie do końca wierzyłam, że to już, mąż zmawiał taksówkę a ja w popłochu biegałam po mieszkaniu szukać kapci. A spakowałam tylko koszulę nocną. Podali sterydy, kroplówki na wyciszenie skurczy - chociaż prawie ich nie czułam. W niedzielę o 16 zrobili cc. Do tego czasu sączyły się wody cały czas. Pierwszy przyszedł Ignacy - 1080 gram, 38 cm 6pkt, praktycznie bez wód. Drugi Adrian - 1600 gram, 45 cm, 6 pkt. Chłopaki spędzili w szpitalu 57 i 61 dni (wypisali osobno). Oczywiście teraz rajd po szpitalach, poradniach, każdego miesiąca mamy 4- 5 wizyt. Na szczęście większość to formalność, potrzebna jest jedynie rehabilitacja, którą właśnie zaczynamy. Oczywiście hematolog - ale po kuracji wyniki są dobre. No i Adrian ma naczyniaki - z 7 sztuk i rosną, więc dojdzie nam chirurg.
Trochę się rozpisałam ale musiałam gdzieś to z siebie wyrzucić. Nawet nie było czasu odpocząć, chłopaki są bardzo absorbujący, marudni, dużo płaczą, mają problemy z zasypianiem, popołudnia są najgorsze, maz wraca z pracy i praktycznie do 23 jesteśmy przy chłopakach, karmimy, po karmieniu usypiamy przez 2 h, potem znowu karmimy
Wierzę, że kiedyś będzie lepiej