nasz przykład pokazuje,że kierowanie dzieci na rehabilitację nie jest dobre dla dzieci, ale ... więc dla kogo? nasze dzieci rozwijają się prawidłowo, każda nowa umiejętność jest typowa według wszelkich schematów. Jednak już zanim nasz pierwsza dr w przychodni je nawet zbadała już mówiła o rehabilitacji. Na kolejnej wizycie faktycznie dostaliśmy skierowanie na wizytę u dr jak się okazało - z-cy dyrektora szpitala rehabilitacyjnego. Ta pani już od razu wręcz krzyczała jakie to nasze dzieci "nietakie", że synek np woli "dupę" podnosić zamaist głowy i dostaliśmy skierowanie do szpitala na rehabilitacje. Do tego szpitala mamy jakieś 10 minut drogi, więc my "tylko" dojazdowi byliśmy na wizyty. Szybko nas wpisano w grafik i się zaczęło. Wpasowano nas jak panie miały wolne miejsce, czyli akurat w godzinach kiedy nasze dzieci lubiły spać i jeść, więc zawsze był dodatkowy stres, bo dzieci głodne i śpiące. Na bobatha mieliśmy jedna wizytę na dwoje dzieci, podpisywane było za dwoje dzieci, do ich rozliczenia. Na vojte dzieci chodziły po kolei, choć zdarzało się, że np Martusi nie dałam obudzić, bo spała. Dzieci płakały strasznie, Martusi dwa razy popękała skóra - raz za uszkiem, raz w pachwinie. Czytałam o tej vojcie,że dobry rehabilitant sprawi,że dziecko nie będzie płakać, a przynajmniej nie aż tak. Raz nam się zdarzyło,że była jakaś dodatkowa pani i - niesamowite - synek nie płakał(!) uśmiechał się do tej pani podczas tego samego ćwiczenia co z drugą wrzeszczał. Po pewnym czasie nadszedł czas wizyty u neurologa w szpitalu dziecięcym i ten dr od razu powiedział,że dzieci zdrowe i nie potrzebują rehabiitacji. Zadzwoniłam do dr od reh. aby jej powiedzieć,że rezygnujemy - była bardzo, bardzo niezadowolona. Wypisała nas wielce oburzona, na wypisie dając nam kilka stron tego jakie dzieci "pokręcone". I oczywiście powiedziała,że dr ze szpitala dziecięcego nie ma kompetencji, a jak się okazało - ma, i to wielkie.
Dlatego - komu zależy na tym aby rehabilitować zdrowe dzieci? dla lepszych statystyk? tak tylko gdybam oczywiście