Witajcie
podpowiedzcie mi dziewczyny, do wizyty rejestracyjnej do rządówki jakie dokumenty sa potrzebne??? Tylko dowody osobiste???
Ja mam wizytę za tydzień rejestracja + wizyta konsultacyjna w celu oceny dokumentacji. Więc zabieram wszystko co się da. Wszystkie karty od ginów, od endokrynologa, wszystkie badanie jakie mam z ostatnich 3 lat robione w poradni endokrynologicznej, świeże AMH i badanie żołnierzyków. W poniedziałek odwiedzę nawet moją dawną panią ginekolog, u której byłam ze 4 lata temu, bo wydaje mi się, że mówiłam jej, że się staram o dziecko i jakoś nic nie chce z tego wyjść, może coś tam zapisała w karcie. Co prawda nie leczyła mnie, bo powiedziała, że z tym powinnam się udać do jakiegoś specjalisty, bo jej wiedza jest zbyt mała w tym zakresie, ale pomyślałam sobie, że nie zaszkodzi zrobić xero karty.
Wiecie dziewczyny, ostatnio jak byłam po kopie karty u mojego gina, u którego jako pierwszego zaczęłam się leczyć na niepłodność prawie się poryczałam. Że też tacy *** leczą ludzi... Pan doktor nobilitowany, który zamiast oczu ma złotówki…
Leczyłam się u niego przez 2 lata w poradni endo, więc miałam nadzieję, że jako, że zna całą moją historię będzie to dobry wybór i coś nam się uda zdziałać. Byliśmy u niego na czterech wizytach, podczas których raczył nas opowieściami, jak to jego pacjentki zachodzą w ciążę i jak mu dziękują, Zrobił mi tylko raz usg i stwierdził, że nasienie średnie i żebyśmy brali witaminki i sami próbowali, bo musimy czekać aż żołnierzyki się rozruszają. A ja głupia myślałam, że wie co robi, że tak powinno być. Czekałabym ruski rok i nic to by nie zmieniło. Po 3 miesiącach zrobiliśmy badanie i wyszło jeszcze gorsze, więc postanowiłam zmienić lekarza i chyba lepszej decyzji nie mogłam podjąć. Bo tu niby się leczyliśmy, a nic się nie działo. A problem z pewnością jest u nas po obydwu stronach….
Teraz poprosiłam go o kserkopię karty, najpierw nie chciał mi dać, powiedział, że wypisze mi zaświadczenie, że mój partner miał badane nasienie w grudniu i tylko tyle. Ja nie dawałam za wygraną i w końcu dał mi kartę, żebym poszła sobie skserować. Jak wracałam z xero przeczytałam ją, a tam dosłownie nic nie ma, nawet słowa, że się staramy o dziecko, tylko wpisane usg i badanie nasienia, żadnego wywiadu, dosłownie kilka linijek zapisanych bazgrołami mało wnoszącymi do sprawy. Tak się przez to nakręciłam, że weszłam do niego i zrobiłam mu awanturę. Powiedziałam, że wydałam u niego tyle kasy na wizyty a on mnie nie leczył? Czy to ja jestem lekarzem, że powinnam wiedzieć jak powinno przebiegać leczenie? I zapytałam dlaczego mnie nie leczył skoro ja zwróciłam się do niego z konkretnym problemem? Dlaczego nic nie robił? Czy przez 2 lata leczenia w poradni endo nie odkrył, że mam PCO? (teraz jak sięgam pamięcią to o zgrozo przez te 2 lata nigdy nie nazwał tego po imieniu) Dlaczego w karcie prawie nic nie jest wpisane? Nagle zmienił stanowisko i powiedział, że owszem leczyliśmy się razem i on mi wypisze zaświadczenie, że w listopadzie rozpoczęliśmy leczenie obydwoje. Miałam łzy w oczach jak stamtąd wychodziłam. Boję się, że w klinice nie uznają tych pierwszych 3 miesięcy leczenia, podczas których mało co się działo i kwalifikację do programu dostaniemy dopiero w lutym, a to szmat czasu...
I dochodzę do wniosku, że jednak dobry lekarz to skarb i jak już się na takiego trafi to trzeba się go kurczowo trzymać, a taki jest mój ostatni gin. Przez pół roku zrobił mi szereg badań laboratoryjnych, badanie na przeciwciała na plemniki, skierował mnie na histerolaparoskopię, miałam sprawdzaną drożność jajowodów i usuniętego polipa z macicy, trzykrotnie podjęliśmy próbę inseminacji, a po tej ostatniej nieudanej powiedział, że nie ma sensu, żebyśmy wydawali kasę, że u nas jedyna szansa to in vitro.
Naprawdę złoty człowiek, znający się na rzeczy. Szkoda tylko, że nie mogę posłuchać go w jednej rzeczy, bo kierował mnie do Novum, nawet przy mnie tam zadzwonił, jako, że kiedyś tam pracował i pytał na kiedy zapisują na kwalifikację… Okazało się, że najbliższe terminy to lipiec 2014, a ja mam 35 lat i dla mnie każdy miesiąc to szmat czasu….
I jeszcze jak wychodziłam od niego ostatnio... życzył mi powodzenia i powiedział, że gdyby mógł jeszcze jakoś pomóc to jest do dyspozycji w każdej chwili...
Ehhhh chyba potrzebowałam się wyżalić….