o rany nie straszcie !!!!!!!!!!!
jeszcze bardziej niz sie boje.....:-(
Mnie wody też nie odeszły, dopiero przebijali mi w szpitalu.
Uwierzcie mi, ja to się naprawdę bałam porodu, w ogóle zdawało mi się, że jestem mało odporna na ból... a poszło jak z płatka. O 17-tej poczułam lekkie skurcze, do ok. 22-giej miałam już takie co 10 min. ale nie znów takie straaasznie bolące, jakich się spodziewałam i o jakich się nasłuchałam. Tak ok. 20tej wzięłam prysznic, ułożyłam sobie włosy
, podlałam kwiatki... i byłam gotowa. O 22 byłam w szpitalu, pani na izbie przyjęć spytała mnie tylko co ile mam skurcze, potem spisała dane, a potem zapytała czy chcę wracać do domu
szok
czy zostać w szpitalu. Po chwili zbadała mnie ginekolog i okazało się ze mam rozwarcie na 5-6 cm, więc kazano iść mi na porodówkę. Podłączono mnie do KTG i tak leżałam ok. 40 min. Po jakimś czasie położna spytała czy czuję ból podczas skurczów bo nie krzyczę
, a ja, że owszem ale nie znów aż taki straszny, żeby krzyczeć.
Samo parcie, a były dokładnie 3 skurcze parte, trwały 5 min. Tak więc od przyjazdu do szpitala do urodzenia Oliwki było 45 min.
Najmniej przyjemnie było przy zakładaniu szwów, bo niestety byłam nacinana a znieczulenie miałam jedynie w celu nacięcia.
Życzyłabym sobie powtórki takiego porodu, ale nic nigdy nie wiadomo...