Sprawdzone źródło to jednak podstawa, bo wszystko jest dla ludzi
tam gdzie ja pracowałam, pleśń z bułek się odkrywalo, kożuch pleśni z jogurtu - tak samo do zdjęcia i podania klientowi. Kapustę kroiło do tekturowego pudła w brudnym pomieszczeniu. Potem do miski gdzie doprawiało octem, solą i pieprzem. I pyszna suroweczka była gotowa. Nie wierzyłam własnym oczom i uszom. A jak przyszedł sanepid (akurat byłam) to pani kazała tylko ułożyć odpowiednio sztućce rączka do góry. Co do jakości jedzenia nie było zastrzeżeń. Po 12 godzinach pracy smierdzialam jak stara frytka
bo olej do smażenia tez musiał się zrobić czarny żeby można go było wymienić