Doczytałam i teraz mogę ja się pożalić...
Goście już pojechali, Kamil odwiózł ich na pociąg.. ja nie wiem jak ona da z nim radę 6 h w pociągu a potem jeszcze z Zielonej Gory do nas to 1,5 pksem.. ale do brzegu
Kocham ich bardzo ale Benio to jest mały stwór. Nawet strat nie liczę, talerze i szklanki z minusowym saldem, kanapę mam jogurcie, czekoladzie, soku i wylanej kawie, dywan co chwile sklejony a duże włosie ma, moje kochane CottonBallsy z lustra podrywane i zgniecione...można wymieniać i wymieniać...
Do tego cały czas krzyczy albo się drze, biega, wspina się na szafki, wylewa psia wodę, pies był już kilka razy w jogurcie, miał odciśnięte jego ręce w swojej karmie w spanku ( karma z łososiem i tak śmierdzi !!!!)
Tytusa odkładałam do łóżeczka by był bezpieczny ale młody jak małpka i do łóżeczka się ładowal. I wszystko z wielka miłością... w stopy go całował a jak mu się znudziło to zaczął gryźć... a wczoraj to już nie wiem czy to zmęczenie czy przeziębienie mnie zaczęli łapać bo cały dzień byłam bez sił,łamało mnie w kościach, lekka gorączka (37,5) a Benio kryzys bo ciagle się darł i przez to i mój nie spał.. o 19:00 już umierałam.. tamci poszli spać ja dostałam jakiejś deliry, Kamil przejął dziecko i ja leżałam.. młody nie chciał zasnąć nasz i płakał a ten go lulal a ja leżałam i płakałam bo nie miałam siły nic zrobić
Teraz spokój ja już lepiej , jest spokój, dziecko śpi i pies tez ( chyba ma traumę bo co chwile szczeka przez sen...)
A na weekend mamy kolejnych gości.. siostra Kamila z rodzina, dobrze ze tamte chłopaki są już starsi... i to wszystko na 40m2