Jejku wy już o porodach..
Jak powiedziałam 7 lat temu teściowej ze idziemy z m na szkole rodzenia to się przestraszyła że jej syneczka jeszcze do porodu zagonię i stwierdziła że on jest za wrazliwy
ale miałam ubaw.. już jej nie mówiłam że sam chce iść, tylko jemu powrórzyłam co mamusia o nim myśli..
Nie byłam przekonana co do jego obecności, ale szkoła rodzenia utwierdziła mnie w przekonaniu że ma do tego prawo.. nie pomógł mi za bardzo, ale ogarnął młodego i miał przykaz wszędzie z nim chodzić z położna, w sensie ważenia, badania itp. Nawet położna wysłała to po tel żeby zdjęcie na wadze zrobił, nagrał filmik itp..
Nigdy nie zapomnę jego reakcji jak urodził się syn.. widział mój ból, Pot, łzy.. ile musiałam znieść, zobaczył synka i też się poplakał i dosłownie mnie po rękach całował i próbował pomoc w czymkolwiek.. wiadomo nie mógł.. pamiętam jak jeszcze przed bał się wziąść na ręce a tu za chwilę dostał od położnej i tulił z miłością.. A teściowa opowiadała że teść przez kilka tygodni nie brał dzieci na ręce bo bał się że wypuści..
Teraz wydawało mi się że zostanie z synkiem.. A on mówi że chciałby być przy tym jak pojawi się córeczka, a synek z babcią zostanie.. wiem ze za bardzo mi nie pomoże, ale w sumie fajnie że będzie..
Ja pierwszego porodu nie wspominam źle, ale cała ciążę chodziłam do gin z żelaznej, wzięłam położna stamtąd więc miałam dobra opiekę. Z położna ustaliliśmy wcześniej wszystko czego chce A czego nie, w sumie tak zwany teraz plan porodu- wtedy nikt tego tak nie nazwał. Dokumentu do szpitala wypisane miałam na ostatniej wizycie przed porodem i czekały w szpitalu na mnie.. W dodatku gin miała akurat dyżur jak trafiłam do szpitala j już zadecydowała że kończymy ta ciaze (pisałam już kiedyś że uderzyłam się dzień wcześniej w brzuch i już mnie zatrzymali w szpitalu a byłam prawie tydz po terminie) podali oxy, moja gin przebiła pęcherz o poszło.. 3 godz do 10cm i 15min partych. O 17 byłam w sali (ledwo mąż zdążył z pracy dojechac) a o 20.10 już był na świecie mój skarb 4175/61cm. Naturalnie ale ze znieczuleniem. Bez położnej byłoby kiepsko.. walczyła do końca o naturalny bo wiedziała że ba tym mi zależy, jeszcze do 21 była moja gin i też raz na salę wparowała i coś tam z położna ustaliły..
Generalnie niby płaciłem całą ciążę gin prywatnie, i za położna zapłaciłam niemało, ale ułatwiłam stary synkowi i sobie też pomogłam. Było warto.
Teraz też już jestem umówiona z tą samą położna.. gin też mnie prowadzi ta sama..
Nie liczę na tyle szczęścia żebym znów trafiła na jej dyżur, ale z takim ustawieniem czuje się bezpieczniej..