Dziewczynki,
bardzo dziękuję za ciepłe słowa
i przepraszam, że tak egoistycznie tylko w swoim wątku piszę ale normalnie nie mam ani siły ani czasu. Czytać czytam o Waszych Dzieciaczkach. Poza tym ten szpital przyprawia mnie prawie o depresję, masakra normalnie.
Zamiast robić postępy to stoimy póki co w miejscu, niestety.
Na początku po transporcie jak pierwszy raz poszliśmy na oddział to Wojtuś leżał ciągle w inkubatorze, temperatura 34 st, SZOK.
Biedny, ugotowany był
Po mojej interwencji znalazło się łóżeczko. Zastanawiałam się czemu wciąż jest na wąsach tlenowych, bo była już pora podłączenia go na Cpap. Otóż jedna mądra :/ :/ :/ piguła stwierdziła, że oni tutaj mają inny system i od razu zdejmują go z Cepapu na wąsy tylko. Ja takie gały, bo Wojtuś wtedy był 4godziny na Cepapie i stopniowo wydłużano te bez Cepapu, najdłuższa próba to było 12 godzin i w zaleceniu miał napisane żeby próbować 14godzin następnym razem.
Myślałam, że mnie trafi. Poza tym babsko widziało mnie pierwszy raz w życiu na oczy i nagadywała na tamten szpital w którym uratowali mi dziecko, normalnie szczęka mi opadła. Powiedziała, że tam to pielęgniarki nie mają czasu na dbanie o dzieci i dlatego tak długo trzymają na Cepapie. Myślałam, że babie normalnie w pysk strzelę, zagotowało się we mnie, idiotka jedna.
Tak mi Wojtusia zmęczyli, że Mały po jakichś 40godzinach (!!!) bez Cepapu był tak wykończony, że leciał przez ręce a płucka to mu prawie było widać, tak ciężko pracowały
Jeszcze się debilka jedna darła na mnie, że koloru nie traci więc ok, normalnie jeszcze tego by brakowało! Musiałam je uświadomić, że może jednak jest różnica między dziećmi, z którymi na codzień mają do czynienia a takimi jak Wojtuś-z dyspalzją oskrzelową-płucną, i urodzonymi z infekcją w stanie ciężkim (a nawet bardzo)
Milcząco musiały przyznać mi rację. Nie wiedziały nic o jego przypadłościach i historii, NIC nie wyczytały z dokumentacji!!!
Jak już lekarz przyszedł i zgodził się ze mną co do Cepapu to o zgrozo ON pytał MNIE jak Wojtuś był tam na Cepapie!!! A ta durna piguła jeszcze sugerowała do lekarza, że może zwiększyć przepływ na wąsach, myślałam, że ją serio rąbnę. Ale okazało się czemu kurde ta idiotka tak chciała, po pierwsze nie umiała podłączyć dziecka do Cepapu, który zresztą się psuł, wołała inne pielęgniarki, poza tym nie wiedziała gdzie są czapeczki i sznureczkki do tego Cepapu!!! I nie umiała tego połączyć ze sobą na buzi Wojtusia!!! Nie wytrzymałam i wyszłam ze szpitala. Wróciłam po pół godzinie. Cepap okazał się psującym się trupem, Wojtuś był wycieńczony. Wtedy okazało się, że może by spróbować JAKIŚ NOWY cepap!?! Oczywiście niektóre nie miały pojęcia jak go obsługiwać i ciągle tego trupa uzywały, ja pierniczę, poza tym zamiast dać mu odpocząć to dali mu 3 w cepapie i 9 bez, szok, któregoś dnia po prostu nie pozwoliłam pielęgniarce odpiąć Małego od cepapu z hasłem, że to na moją odpowiedzialność, widziałam jak jego płucka strasznie ciężko pracują znowu. I tak Wojtuś się cofnął. Do dnia dzisiejszego miał cepapu 4 na 4godziny a dzisiaj jest próba 3 z cepapem i 5 bez. Brak słów. Ogólnie polityka jest taka, żeby walnąć dziecku full tlenu i iść w chol.erę pie.rdoły pociskać i w d.upie mieć, że dziecko przecież powinno schodzić z tlenu jak saturacja jest dobra.
Tam Wojtuś był na cepapie między 24-27% a low flow (wąsy) między 012-008 a tu niestety, cepap ok 30 a wąsy zazwyczaj 012 lub 02 niestety. Jak przychodzę to zniżają bo już trochę mnie poznały, zresztą low flow kręcę sobie sama, mam to gdzieś i nawet maseczkę tlenową sobie podłącząm na wypadek wszelki i wisi sobie w pogotowiu.
Ogólnie muszę mysleć za wszystkie, szkoda gadać, czasem to są tak proste sprawy, że mnie zatyka. Np. miał podejrzenie infekcji (był troszkę przeziębiony jak się okazało) i był słabszy a piguła proponuje, że powie lekarzowi żeby zmniejszył ilość godzin na cepapie. Gały mi wyszły i musiałam ją naprostować, jak i inną, która proponowała kąpiel wtedy. Zmniejszyli też ilość karmień na co 4 godziny a nie co 3 a on jest po tym taki chory bidoczek. Ileś razy mówiłam, że może lepiej by mu było jak wcześniej ale bez echa. A potem mówią na wizycie, że miał bradykarię i gubił saturację, czemu je to dziwi to jasnej anielki?!?
Jak się go pomału nakrami to jeszcze nie jest tak źle ale bywa często tragicznie.
Poza tym karmię go piersią o 11 i 19, one tylko dolewają wtedy mleka, ja z reguły mówię, że wypił więcej niż faktycznie, żeby znowu nie był taki chory.
A dzisiaj :/ Wojtuś był zmęczony, rozdrażniony, płakał... a one zdziwione. Jak mogą być zdziwione skoro w nocy próbowano mu założyć wenflon i miał pokłute rączki przynajmniej w 5 miejscach?!?! (miał dostać ostatnie dawki antybiotyku, który dostawał na to podejrzenie infekcji ale nic nie wyrosło w posiewie więc wenflon i antybiotyk mu darowano na wizycie i bardzo dobrze)
Wczoraj przyjechały na oddział bliźniaczki, leżeliśmy razem w tamtym fajnym szpitalu, przyjechała z nimi pielęgniarka, super babka, uściskała mnie, przyszła do mnie do pokoju, zamknęłam drzwi, beczałam jak nie wiem i powiedziałam jej wszystko, to co mówią tutaj o nich, i generalnie wszystko co mnie boli. Ona tylko wzdychała i tak serdecznie mnie uściskała, normalnie ukochała.
Jestem chora przez ten szpital i chociaż jest blisko to ja mam się gorzej. A Wojtuś ma katar bo z okna piździ. Już powiedziałam, że zaciągam zasłonkę bo wieje i tego będę się trzymać.
Ja pitole, im jestem starsza tym bardziej widzę jak niektórzy absolutnie nie nadają się pielęgniarstwa.
A będąc w szkole pięlegnierskiej bardzooo nas śmieszyło jak u nas na roku było kilka takich osób, teraz wiem, że to wcale nie jest śmieszne.
Uff, troszkę mi lepiej.
edit: i wtedy jak go ugotowanego położyli do łóżeczka do idiotka otworzyła okno, uwierzycie?