witam wszystkich!!!
mam na imię Marta. Chciałam podzielić się moją historią i poszukać wsparcia wśród dobrych ludzi.
wszystko zaczęło się pięknego dnia, kiedy na teście ciążowym zobaczyłam dwie kreski. nigdy nie byłam szczęśliwsza. cały świat zawirował. wiedziałam, że od tego czasu wszysto się zmieni, że odtąd jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
pierwsza wizyta u lekarza. okazało się 8 tydzień!!!! widziałam malutkie bijące serduszko. łzy płynęły mi ze szczęścia. ze zdjęciem usg pędziłam do domu. chciałam jak najszybciej pokazać je mężowi. serce mi waliło. nigdy nie czułam czegoś podobnego.
po 6 tygodniach lekarz zalecił mi zbadanie przezierności karkowej u dziecka. szliśmy z mężem do lekarza radośni, z uśmiechami na ustach. miałam taki śliczny brzuszek a w nim mojego ukochanego skarba.
badanie usg. doktor długo nic nie mówił. poczułam, że coś jest nie tak. lęk przeciął całe moje ciało, po chwili diagnoza. pani dziecko nie ma czaszki i większości mózgu... odpłynęłam. poczułam, że nie ma mnie w gabinecie, tylko unoszę się gdzieś wysoko. w życiu nie usłyszałam czegoś straszniejszego. później były badania, konsultacje z innymi lekarzami i ciągle to samo: to anencefalia, czyli brak pokrywy czaszki i większości mózgu. dziecko przeżyje kilka godzin. nie ma żadnego ratunku.
szok, rozpacz, niedowierzanie tylko to mi towarzyszyło.
mąż cały czas był ze mną. trzymał za rękę, przytulał. nic innego nie mógł zrobić.
lekarze zaproponowali dwa wyjścia. donosić ciążę albo wykonać zabieg. kilka dni spędziłam w domu nie wychodząc z łóżka. analizowałam wszystkie za i przeciw. dużo rozmawialiśmy z mężem i w końcu podjęliśmy decyzję. zabieg...
minęły 4 tygodnie od zabiegu wyłyżeczkowania. ja dalej nie mogę się pogodzić z tym co się stało. myślę jednak, że podjęłam słuszną decyzję. jestem jeszcze młoda i mam szansę na posiadanie dzieci, a chodzenie w ciąży z tą świadomością, że moje dziecko umrze zabiłaby mnie. każdy ruch dziecka, rosnący brzuszek srawiałby mi coraz większy ból psychiczny.
wróciłam do pracy, staram się żyć normalnie, ale ból serca nie daje mi spokoju...