Mi się trudno kategorycznie wypowiadać, bo np. jeszcze relatywnie niedawno mówiłam, że żadnego in vitro, później że nie on vitro w Polsce, a teraz no
Mi się marzy dziecko genetycznie nasze. Wiecie, moje oczy, męża nos. Po tatusiu odziedziczył/a to, a po mamusi tamto. Dlatego nie widzę nas w adopcji dziecka.
Trochę miekne w przypadku in vitro i adopcji komórki. Teoretycznie przeczy to moim marzeniom, dziecko nie będzie miało nic po mnie, nawet jeżeli dawczyni będzie jak mój klon, ale by rosło we mnie. Byłabym z nim silnie emocjonalnie związana tym czasem ciąży - przynajmniej tak mi się wydaje, gdy myślę o tym teoretycznie. A mężczyzna nie ma takiej szansy w sumie w przypadku dawcy nasienia. Dlatego wydaje mi się, że ten dawca nasienia to jest moja granicą nie do przekroczenia. Przy czym jak będę myśleć za pół roku to nikt nie wie