reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

W lipcu na testy sikamy ⏸️ 🎉 i swoje marzenie spełniamy 🤰🏼👶🏻

reklama
Chyba do 40 lat. Rodzice nie powinni być starsi od dziecka o więcej niż 40 lat.

Jak kiedyś się interesowałam procedurą to też nie można mieć historii leczenia psychiatrycznego... czego w ogóle nie rozumiem. Bo właśnie to powinno być na plus? Jeżeli ktoś zauważa problem i chce się leczyć. A że ja miałam taką historię w swojej młodości po właśnie trudnym dzieciństwie... to ciężko byłoby przejść kwalifikacje. Chyba, że cos się zmieniło.
Dziękuję.
Przykre, że to dyskwalifikuje ludzi. Wychodzi na to, że u nas w kraju lepiej się nie przyznawać, że ma się problem psychiczny i w nim tkwić, a jak taka para dostatnie dziecko, to nie daj Boże i na nim może się coś odbić.
Ale tak jak mówisz- ktoś ma jakieś traumy z dzieciństwa i trzeba iść do lekarza leczysz się, wszystko jest ok, a teraz przy ewentualnej adopcji będą na Ciebie patrzeli nie wiadomo jak. Chore.
 

Załączniki

  • IMG_8237.jpeg
    IMG_8237.jpeg
    235,8 KB · Wyświetleń: 63
Mi się trudno kategorycznie wypowiadać, bo np. jeszcze relatywnie niedawno mówiłam, że żadnego in vitro, później że nie on vitro w Polsce, a teraz no 😅

Mi się marzy dziecko genetycznie nasze. Wiecie, moje oczy, męża nos. Po tatusiu odziedziczył/a to, a po mamusi tamto. Dlatego nie widzę nas w adopcji dziecka.
Trochę miekne w przypadku in vitro i adopcji komórki. Teoretycznie przeczy to moim marzeniom, dziecko nie będzie miało nic po mnie, nawet jeżeli dawczyni będzie jak mój klon, ale by rosło we mnie. Byłabym z nim silnie emocjonalnie związana tym czasem ciąży - przynajmniej tak mi się wydaje, gdy myślę o tym teoretycznie. A mężczyzna nie ma takiej szansy w sumie w przypadku dawcy nasienia. Dlatego wydaje mi się, że ten dawca nasienia to jest moja granicą nie do przekroczenia. Przy czym jak będę myśleć za pół roku to nikt nie wie
 
Ja też, dla mnie to musi być niesamowite uczucie być w ciąży 🥹 i mieć tak duży brzuch, żeby nie widzieć swoich stóp XD to już tak na śmiesznie.
A tak na poważnie: w małżeństwie chrzestnego mojego męża też był problem z zajściem w ciążę. Zdecydowali się na adopcję- dali temu chłopakowi naprawdę wszystko, miłość, dom, opiekę, kasy tam zawsze było pod dostatkiem. On jednak w dorosłym życiu ich wykorzystywał. Musiał mieć dietę, bo miał marskosc wątroby- kwalifikował się do przeszczepu. Dużo pił, ćpał, nie odzywał się do nich przez kilka dni/tygodni, a potem przychodził z podkulonym ogonem na obiadki taki zmarnowany. Nie miał mu kto ugotować, to rodzice zawsze przygarnęli. Rodzice załatwili mu pracę, ciągnął l4, bo nie chciało mu sie tam chodzić. Takich sytuacji naprawdę było multum, jego mama już sie buntowała, że przecież jest dorosły (41 lat), a nie potrafi o siebie zadbać, zachowuje sie jak szczeniak. Natomiast tata zawsze mu nadskakiwał, był na każde zawołanie. Nie wiem po czyjej stronie tam był problem z płodnością, być może po jego, ale myśle, że chciał po prostu w ten sposób „odpokutować”, że swoich dzieci nie mogli mieć, on był ich jedyny i ojciec chciał do niego jak najlepiej na swój sposób, chociaż był nadgorliwy.
W poniedziałek coś tknęło tego ojca, że syn sie nie odzywa, pojechał do niego do mieszkania i juz nie żył. Właśnie do niego jutro idziemy na pogrzeb.
Taka dygresja odnoście adopcji.
Mimo tego, że wzięli tego chłopca malutkiego (3 latka), to w późniejszym życiu chyba wiedział, że może ich wykorzystywać na każdym kroku. A może już to picie i ćpanie było w genach. Kto wie…
Meh, ale się rozpisałam 🫡
Ja znam identyczną sytuację, ale Syn nie był adoptowany, więc myślę, że nie można winić genami. Rodzice z super rodziny, ułożeni, pieniądze, ale po prostu ojciec był wojskowym i był rygor w domu, do tego doszło otoczenie i się zbuntował. Ćpał, pił, okradał ludzi wokół, był agresywny itp. Łatwo zgonić, że to wina bo był adoptowany, no mój znajomy nie był i co też tak skończył. Może wina leży gdzie indziej 🤷‍♀️
 
To z tematu pytań trudnych - jak sądzicie, jak byście postąpiły w przypadku stwierdzenia na początku ciąży zespołu Downa?

Ja nie znam odpowiedzi. Kiedyś byłam pewna, że bym taką ciąże usunęła, a teraz nie jestem już tego tak pewna. Może również dlatego, że obserwuje Monike od cudaków, a ona pokazuje ze dzieciaki z zespołem mogą się rozwijać dobrze (choć oczywiście nakład pracy i ćwiczeń z taki dziećmi jest znacznie większy).
Na dzień dziejszy myślę że ciężko byłoby mi się zdecydować na usunięcie takiej ciąży. Znam kilka osób z ZD i dla mnie spędzanie z nimi czasu było czym wyjątkowym.

Co do adopcji, to komórek/nasienia odpada, a dziecko bardzo chętnie gdyby tylko mój mąż chciał, ale wątpię że będzie kiedykolwiek gotowy na taki krok. Jak to mówią do tanga trzeba dwojga, a to jest bardzo odpowiedzialna decyzja. Z resztą on nigdy jakoś nie był za dziećmi. Wiadomo swoje kocha nad życie, nieba by uchylił, naprawdę jest wspaniałym tatą, ale inne dzieci dla niego nie istnieją. On chce mieć swoje, a największe marzenie to syn, chociaż teraz mówi że mu już wszystko jedno byle by było kolejne.
Adopcja nawet maluszka bywa trudna. Na insta @niedaleko_miasta mówi o tym jak jest z adoptowanymi maluchami, nie wiem czy ma stare relacje zapisane, ale na bieżąco czasem jeszcze coś przekazuje.
 
reklama
Mi się trudno kategorycznie wypowiadać, bo np. jeszcze relatywnie niedawno mówiłam, że żadnego in vitro, później że nie on vitro w Polsce, a teraz no 😅

Mi się marzy dziecko genetycznie nasze. Wiecie, moje oczy, męża nos. Po tatusiu odziedziczył/a to, a po mamusi tamto. Dlatego nie widzę nas w adopcji dziecka.
Trochę miekne w przypadku in vitro i adopcji komórki. Teoretycznie przeczy to moim marzeniom, dziecko nie będzie miało nic po mnie, nawet jeżeli dawczyni będzie jak mój klon, ale by rosło we mnie. Byłabym z nim silnie emocjonalnie związana tym czasem ciąży - przynajmniej tak mi się wydaje, gdy myślę o tym teoretycznie. A mężczyzna nie ma takiej szansy w sumie w przypadku dawcy nasienia. Dlatego wydaje mi się, że ten dawca nasienia to jest moja granicą nie do przekroczenia. Przy czym jak będę myśleć za pół roku to nikt nie wie
To mi się ostatnio drastycznie światopogląd zmienia.
Zaczęłam akceptować zarówno adopcję komórki, adopcję zarodka jak i klasyczną adopcję (ale na to nie ma szans, bo nie mamy ślubu). Widzę jak bardzo mojemu chłopu zależy i jestem w stanie zaakceptować jakąkolwiek formę posiadania dziecka.
 
Do góry