Hej dziewczyny. Mimo kłopotów na poczatku ciąży z synem, o których tu kiedyś pisalam, stresu - szpital, brak zarodka, podejrzenia pozamacicznej itd, na tą chwilę do tej ciąży jakoś podchodzę w miarę spokojnie. Żyje podejsciem, że co ma byc, to będzie. Wierzę tylko, że będzie dobrze. Nie analizuje objawów zbyt, bo prócz jakichś kłuć, bolących piersi przy dotyku, senności, innych objawów praktycznie nie mam - tak jak w ciąży z synem. Ba - już myślałam też przez chwile, że piersi nie bolą zbyt - jak mąż złapał, to miałam ochotę go udusić
jeśli chodzi o tzw przytulanie - nie mam plamien, na wizycie jeszcze nie bylam, seks raz w tyg - a więc trochę rzadziej niż do czasu ciąży i może moje zaangażowanie trochę mniejsze
co zauważyłam to przy moim dużym biuscie, mam już sporo większe sutki, wydaje mi się, że w ciąży z synem były takie później. Bety nie robiłam, żyje w błogiej niewiedzy
wizyta pierwsza we wtorek po południu, na nfz (z synem chodziłam tylko prywatnie, lekarz miał super sprzęt, teraz najpierw zdecydowałam się na NFZ) będzie to mój 7t5d, więc powinno być wszystko jasne, nawet jak ciąża byłaby troche młodsza. Także jestem dobrej myśli. Oczywiście czasem jak chyba każda mam moment taki, że myślę o tym, że może być coś nie tak, ale zaraz staram się doprowadzić do porządku
nie ukrywam, że w pozytywnym nastawieniu wspiera mnie maz tez troszkę. Chyba też pomaga mi praca i zajęcie synem, w poprzedniej ciąży byłam szybko na zwolnieniu i ciągle siedziałam czytałam szukałam dziury w całym aż mnie mój ginekolog wtedy ochrzanil i zakazał czytać analizowac.