Dziewczyny musze się wyżalić.
Dzisiaj w pracy miałam spięcie, z liderem mojego działu, poszło o wekendy i zmiany.
Od powrotu z macieżyńskiego miałam tylko jeden wekend wolny, a według lidera 4 bo wolna sobota albo niedziela daje w sumie wolny wekend
.
Poza tym mam 3/4 etatu a wiecznie godziny jak na cały
, bez wypłacania nadgodzin( niby ma mi oddać w dniach wolnych tylko kiedy), więc powiedziałam że grafik ma być na 3/4 etatu i po 6 godzin dziennie, usłyszałam że tak się nie da i zmiany też musimy mieć
.Ona też by mogła przychodzić na zmiany i wekendy, ale po co jak lepiej przyjśc od poniedziałku do piątku od 6 do 14, zwinąć dupe do faceta i mieć wszystko gdzieś
. Więc w końcu powiedziałam co o tym myśle, trzasnełam dzwiami i wyszłam, nie chciało mi się słuchać jej miałczenia. Taką samą jazde miała na drugiej zmianie, kolężanka, też nie wytrzymała.
Od 2 miesięcy sprawa ląduje u kierowniczki i nic się nie dzieje.
Postraszyłam ją sądem i kodeksem pracy, może coś to da, zwolnić mnie nie zwolni bo zostanie tylko ona i koleżanka która się też zwolni:-), bo robi wszystkie nocki.
Jutro mam wolne, a co to będzie się dzialo w środę to nie wiem, wkuże sie to pójdę na wychowawczy.
Rozpisałam się, mam nadzieję, że was nie zanudziłam.