Napiszę jaki był rozwój sytuacji, może komuś się przyda w przyszłości.
Test okazał się pozytywny, za kilka dni zaczął boleć mnie lewy jajnik więc kiedy po całym dniu nie przeszło to pojechałam na pogotowie, bo pielęgniarka na czacie napisała mi, że to może być ciąża poza maciczna. Na miejscu zrobili mi usg i nie było jeszcze widać pęcherzyka, betę miałam 1800. Dalej bolało ale się poprawiało, lekarz zlecił betę za dwa dni. Zrobiłam betę za dwa dni i już było 500 czyli ciąża obumierała. Lekarz zadzwonił, że niedługo dostanę krwawienie, a jeśli nie to mam się zgłosić na czyszczenie. Dostałam krwawienie no i poroniłam po raz drugi.
Potem jeszcze poroniłam dwa razy, mieliśmy robione badania genetyczne, nasienia, na trombofilie, tarczycowe, macica o normalnej budowie, z jajnikami wszystko okej, AMH 2,2 czyli chyba też spoko, bo lekarz nic nie mówił. Generalnie jesteśmy zdrowi, ale ciąże się nie utrzymują. Pierwsze poronienia to wiadomo trauma ale kolejne to bardziej wkurw niż smutek.
Teraz poprawiłam wyniki TSH z 2 na 0,8 i schudłam prawie 10 kg, bo miałam lekką nadwagę głównie przez ciągłe zachodzenie i godzenie się z rzeczywistością.
Dostaliśmy skierowanie na invitro i chcemy spróbować ale nie nastawiam się, że nagle coś się tak zmieni.
Także jak macie jakieś rady jak utrzymać ciążę to dajcie znać.