Dzień dobry,
Przychodzę zapewne z dość znanym tematem. Obecnie jestem strasznie rozdarta spanikowana i jeszcze fatalnie się czuje. Otóż w ubiegłym miesięcy zaczął mi się okres około 8/9 dnia, wiec na to wychodziliby, ze dni płodne miałabym od 19 do 24 sierpnia. W tamtym czasie byłam na wycieczce za granicą, z partnerem. Współżyliśmy w tych dniach, aczkolwiek ze zabezpieczeniem; prezerwatywą. Szkopuł w tym wszystkim jest taki, iż 28 sierpnia miałam drobne plamienie, akurat po powiedz mocno zakrapianym wieczorze. Przyznam spanikowałam, ponieważ obawiałam się nad tym czy przypadkiem nie mogło dojść do implantacji. No jednak przeczekałam ten czas do mojej miesiączki, który mniej więcej był zawsze taki samo, bo planowo przyszła 5/września z tymże była ciut słabsza, półtorej dnia powołało i obficie poleciało, zaś potem była cisza, do jednego dnia gdzie tez coś pobolało i poleciało. W sumie można stwierdzić, ze trwała ona 4 dni, plus dziwny pierwszy dzień, gdzie miałam bardzo dziwne plamienie brązowe, chociaż przyznam, ze u mnie zdarzało się tak podczas innych miesiączek. Może namieszam, ale przed miesiączką miałam straszne parcie na pęcherz, oczywiście z tym były obawy, wiec rano, w dzień kiedy zaczął mi się okres zrobiłam test facella z rossmana, który wyszedł negatywny. Nie wiem, może okres przyszedł po upewnieniu? Nie wiem, ale i tak nie byłam pewna, mimo jego przyjścia, dlatego ponownie zrobiłam test, 11 września, który również był negatywny. Obecnie niby powinnam być w połowie cyklu, miałam objawy jak na owulacji, aczkolwiek do tego mam lekkie mdłości i ból piersi, nie wiem czy to przez ogromną panikę, która cały czas mi towarzyszy. Plus ponownie mam parcie na pęcherz, choć tutaj myśle, ze rzeczywiście infekcja musiała wrócić. Teraz nie wiem, zrobić trzeci test? Są jakiekolwiek szanse? Sama nie planuje mieć na razie dzieci, dlatego ogromnie się boje.