Anisen, ja koleżanka po fachu, też nauczycielka, tyle, że językowiec i moja grupa docelowa to podstawówka, w tym najlepiej się odnajduję. Chwilowo jestem bezrobotna, z ostatniej pracy zrezygnowałam po drugim poronieniu (z winy szefowej, długa historia, ale dość powiedzieć, że zrezygnowałam ze skutkiem natychmiastowym, bez żadnych okresów wypowiedzenia). Miałam rozsyłać CV teraz w maju, wiadomo, teraz robią się ruchy kadrowe, i znaleźć sobie w ten sposób pracę w jakiejś miłej szkole podstawowej od września. Teraz jestem w kropce. Przecież nie pójdę do nowej pracy na jeden semestr albo i krócej, bo kto wie, jak będę się czuła. Zresztą praca z dziećmi (mam na myśli szczególnie te najmłodsze) to ciągłe narażenie na różyczkę (tak, niestety mimo szczepienia nie mam odporności... podobno czasem się zdarza i gwarancję odporności daje tylko przechorowanie, jak widać jestem niechlubnym wyjątkiem) i cytomegalię, o mnóstwie mniej niebezpiecznych wirusów i bakterii nie wspominając, a moja odporność i bez ciąży mocno taka sobie. Z drugiej strony nie chciałam odkładać starań na pół roku, bo wiadomo, że nie zawsze to idzie tak hop siup, a ja młoda już nie jestem. Z mężem nie zabezpieczamy się od 4 lat, bo los miał zadecydować, a że nie zadecydował, od 8 miesięcy staramy się intensywnie, po drodze straciliśmy 2 ciąże. Każdy miesiąc odkładania starań jest w mojej głowie kompletnie straconym czasem. Dlatego trudno, będę bezrobotną ciężarną, a potem mamą bez macierzyńskiego. Jest jeszcze trzecia strona. Jeśli i tę ciążę stracę, będę kompletnie w punkcie wyjścia. I bez dziecka, i bez pracy. Ale tej opcji nie biorę pod uwagę. Nie można mieć aż tyle pecha, prawda?