Cześć dziewczyny pierwszy raz będę się udzielała na takim forum zawsze tylko podczytywalam i śledziłam historię innych kobietek ale teraz sama już poprostu nie daje rady, nie mam o tym z kim pogadać bo większość nie rozumie. Jestem tydzień przed okresem i jak zwykle wyje i ryczę w nieboglosy DLACZEGO JA, bo już teraz wiem, że znowu nic nie wyjdzie ( przeczucie ).
Zacznę od początku mam 33 lata moj mąż 47 lat. Małżeństwem jesteśmy od 10 lat, przez 2 lata przed ślubem bralam tabletki anty. Po odstawieniu były przeróżne historię z miesiączką, zaszłam w ciążę po 2 latach małżeństwa niestety w 9 tyg na kontroli okazało się że nie dość że serduszko nie bije to jeszcze płód zmniejszyl się tzn jak to Pani doktor powiedziała zamiast się rozwijac wchłania się i będzie lipa. Nie zdecydowałam się na łyżeczkowanie tylko samoistne poronienie, żeby móc szybciej zacząć kolejne starania. I tak przez kolejnych 8 lat nic ... jedno wielkie nic. Przeszłam różnych lekarzy państwowych, prywatnych, specjalistów od niepłodności. Wszyscy jak jeden mąż rozkładają ręce ... hormony ok, owulacja jest, wszystko gitara a i tak dalej fiasko [emoji26] A specjalista od niepłodności powiedział mi tak " proszę się nie przejmować jak raz Pani zaszła to drugi raz też Pani zajedzie " ta porada kosztowała mnie 800 zł. Mój mąż w tym temacie jest oportunistą uważa , że mimo iż ma 47 lat wszystko z nim w porządku ( nie robił żadnych badań ani diagnostyki bo uważa, że facet w każdym wieku może dziecko spłodzić i jako przykład przytacza np. Korwin Mikke który został ojcem ok 70 lat ). Więc powiedzcie jak ja mam dalej walczyć i wierzyć, że się uda ? Przepraszam, że tak długo rozwinęłam cała opowieść, ale poprostu jestem załamana [emoji30]