Ja do tej pory nie wiem, co jest z tym gronkowcem. Wszystko zaczelo sie od lojotokowego zapalenia skory. Pediatra w holandii powiedzial, ze to wypryski, po hormonach, ktore miala otrzymala bedac u mnie w brzuchu. Oczywiscie nie uwierzylam jej i znalazlam w Poznaniu znakomita pania pediatre, bo akurat jechalismy do Polski. Stwierdzila lojotokowe zapalenie slory na buzce. Emma miala zebrana jakas dziwna maz w malzowinie usznej i za uchem. Pediatra wyslala nas z tym do laryngologa na wymaz. Wynik wymazu odbieralismy w dniu wyjazdu do domu. Byl w Lacinie, wiec zadzwonilam do tej pani doktor, zeby mi wyjasnila o co chodzilo. Powiedziala, ze to gronkowiec i zebysmy poszli do lekarza, jak tylko bedziemy w domu, zeby jej pobrali krew i mocz. Gronkowiec moze bowiem wniknac do organizmu. No i oczywiscie
lekarz domowy w Holandii powiedzial, ze to nic takiego, ze samo minie, bo wszyscy ludzie maja na skorze ta bakterie. Potem pediatra rowniez nie chcial dac skierowania na badania. Znowu uslyszalam, ze to nic groznego...
Po smarowaniu oxycortem(zalecenie pediatry z Polski) wszystko zniknelo.
Dwa tygodnie temu zauwazylam , ze Emma ma za uszkiem znowu mala ranke, o znajomym mi nieprzyjemnym zapachu...
Lekarz domowy znow odeslal mnie z kwitkiem, po co badania, to nic takiego, samo minie...zapisal nam tylko masc do natluszczania. Ranka zniknela po kilku dniach...
Ale ja wciaz nie wiem, czy to dziadostwo wciaz tam siedzi...
Nie wiem jak mam pomoc wlasnemu dziecku, nikt mnie nie slucha...
Teraz okazalo sie, ze przestala przybierac, tak sie o nia boje...moze ten gronkowiec jest juz w jej organizmie...
Moze ktoras z Was miala tez do czynienia z gronkowcem...
Prosze odpiszcie mi...