Hej dziewczyny,
@Madriga odnalazła mnie i
@olka11135 na innym wątku i mówi że pytacie o mnie. To miłe, dziękuję.
Ciężko mi pisać swoją sytuację ale napiszę kilka słów. Dostałam skierowanie do szpitala na wizycie w środę jak wiecie, serduszko się zatrzymało
Nie byłam w stanie z jednego dnia radości z ciazy, nagle drugiego iść do szpitala żeby "ją usunąć". To była dla mnie bariera nie do przeskoczenia. Postanowiłam poczekać kilka dni i pojechać w poniedziałek (czyli dziś). Gin mówił że krwawienie może pojawić się w każdej chwili. Nic wielkiego się nie działo jednak. W sobotę bolał mnie tylko trochę brzuch i plecy, pojawiło się bardzo skąpe plamienie.
Około 17:00 poczułam wstając z kanapy że coś chlusnelo. Poszłam do łazienki i zobaczyłam od groma kawałków skrzepów, leciało ze mnie że szok do 23. Nie nadążalam się przebierać, co 10-15min musiałam biec do łazienki i leciało na potęgę
Żyje. To jest naprawdę duzy sukces mam wrażenie po tym...
O 23:30 już nie dałam rady z bólu. Po tym jak w tak szybkim czasie zeszło to wszystko to tak zaczęła mnie boleć macica że płakałam z bólu. Trzy porody przeżyłam a nie wiedziałam co to ból porodowy
Mąż jechał mi po silniejsze tabletki przeciwbólowe. Po tabletkach było trochę lepiej ale bolało nadal. Przysnęłam koło 3 w nocy ale o 6 w nocy znów obudził mnie ból. Mąż mi pomógł się wykąpać pod prysznicem i leżę trzeci dzień. Zostało mi nie wielkie krwawienie i ból brzucha. Niby nic wielkiego mi nie jest ale słabo mi. I tak to wygląda, tyle z moich marzeń o dziecku...