Chwilkę mnie u nie było, a tu prawie 100 stron... Strach na urlop wyjechać
W wolnej chwili będę nadrabiała Wasze wpisy
U nas sporo się działo. We wtorek czułam się świetnie. Z Górnego Śląska przyjechał mój Tata i Brat. Przywieźli kredens i świąteczna wałówę (nie wiem, co bym bez Mamy zrobiła...). W środę rano stres pod niebiosa. O 11 mieliśmy prywatną wizytę. Lekarz jak na razie cudowny. Zgadza się z moim neurologiem (bardzo prosił, żeby leki odstawić chociaż jeszcze na miesiąc, żeby zakończyć I trymestr. Później nie będzie już tak tragicznie). Okazało się, że jak na swój wiek Kijanka ma wszystko (w sensie woreczek żółtkowy i bijące serduszko). Dostaliśmy USG i terminy porodu (z okresu 27.07, ale z wymiarów Kijanki ok 08.08). Poplamiać mogę (taka widać moja uroda), na wszelki wypadek dostałam Duphaston rano, konkretny magnez (nie dla ciężarnych) i no-spe. Prosił, żebyśmy wstrzymali się z ogłaszaniem ciąży do 12 tygodnia (mimo wszystko jest to ciąża wysokiego ryzyka). Wiedzą moi Rodzice i Brat oraz Teściowa. Środowe popołudnie przespałam.
Wczoraj znowu czułam się świetnie. Trochę wymyłam kredens, trochę w nim poukładałam (nie, nie szaleję). Wieczorem lekkie bóle brzucha i plamki. Dziś się szanuję. Uparcie dziergam mitenkę dla siebie. W domu bałagan, Mąż się stara. A ja...? Ja jeszcze rano daję radę. Ok 13-14 jem obiad i cokolwiek by na ten obiad nie było, idę spać (zazwyczaj zasypiam przed 15, a wstaję ok 17. Ewentualnie uda mi się dotrwać do 17, budzę się ok 20, biorę prysznic i do łóżka).
Zauważyłam, że brzuch zaczyna boleć, gdy na siedząco pochylam się do przodu. Z tego powodu cały czas półleżę. Co mnie uszczęśliwiło: mam się myć w ciepłej wodzie
Nadal lekko panikuję, ale właśnie z tego powodu do gabinetu weszłam z Mężem. On mnie uspokaja, że przecież lekarz mówił, że to normalne.
Będziemy próbowali też wyciągnąć ze szpitala moje wyniki. Na dobrą sprawę, nie mam pojęcia co mi robili. Na pewno betę, ale co jeszcze? Wiem tylko, że podobno są dobre.
Zaczynam wierzyć, że może być dobrze...