Hejka!
U mnie dzień pieczenia. Chleb już rośnie, po nim wstawię bułki maślane i jeszcze ciasto zamierzam popełnić. Z tej okazji obiad bidny, bo tylko żurek.
O sprzątaniu nawet nie mówcie. U nas na szczęście dwa poziomy. Na górze nasza sypialnia i pokój Córencji. Mamy tam wykładzinę i rzadko się tam chodzi, więc sprzątam rzadko - tak raz na 2 tygodnie spokojnie wystarczy. Ale za to dół... MASAKRA! Same panele i kafle. W kuchni 10 min po umyciu podłóg już są plamy
Do tego Córól przynajmniej raz dziennie czymś nakruszy lub coś rozleje. A dzisiaj przyjeżdża teściowa, która nie uznaje zdejmowania ubłoconych buciorów w przedpokoju, tylko zanim je zdjemie, to najpierw leci się z wszystkimi przywitać
Zabawki na szczęście z grubsza wyrugowaliśmy z salonu, ale to tylko dlatego, że Córencja jest w żłobku przez pół dnia. Dopóki była w domu, to cały ten plastik zalegał na dole, bo tu spędzamy większość czasu - a opcja, że ja na dole np. gotuję obiad, a ona na górze w swoim pokoju grzecznie układa klocki nie wchodziła w grę ;-)
Glukoza - bleeee!
Maghda - ja nie wiem do czego to porównać, bo nigdy nie piłam wody z taką ilością cukru ;-) Ale słodkie to i mdłe. A do tego trzeba wypić na czczo, więc w połowie kubka ma się ochotę polecieć o wc i wszytsko z siebie wyrzucić. Mnie na duchu podtrzmywał Małżon. Bez niego bym to chyba wylała.